wtorek, 21 lipca 2015

Brownie z toffee

O brownie pisałam dosyć szczegółowo, przy okazji brownie truskawkowego w Bantofelkach. Nie ma więc sensu powtarzać tych samych faktów przy okazji wpisu o klasycznej jego wersji i perfekcyjnym przepisie, z którego nie ma prawa nie wyjść jak trzeba. Wiem, co mówię, od lat robię z niego brownie i za każdym razem wychodzi. A przepis? Wygrzebany kiedyś z jakiejś gazety.
No dobrze, nie jest do końca klasyczny. Klasyczne brownie to czyste, czekoladowe, bez dodatku toffee, być może z odrobiną orzechów włoskich w środku. Takie zna każdy amerykaniec i spora część mieszkańców tego świata i nie myli z niczym innym.
Bowiem to cudownie płaskie, zbite i wilgotne, maksi czekoladowe ciasto jest jednym z najbardziej charakterystycznych na świecie. Wokół niego narosły legendy poczynając od przypadkowości powstania (ponoć gospodyni domowa, która pierwszy raz je zrobiła, do ciasta czekoladowego, które zamierzała upiec dosypała za mało mąki i w ten sposób wyszło jej brownie), a na właściwościach "terapeutycznych" kończąc (lata 70te, dzieci-kwiaty i brownie z marihuaną sprowadzające odmienne stany świadomości). O odmianach już nie ma co wspominać - zresztą zrobiłam to poprzednio. Ze wszystkim chyba je już robiono. Słodkim. Przypuszczam jednak, że i jakiś żartowniś dodał ser żółty i kiełbasę i otrzymał wersję śniadaniową:)

Tak czy siak, najsławniejsze ciasto Ameryki (zaraz po serniku nowojorskim, na który przepis i w Bantofelskach znajdziecie) wymaga jeśli nie osobnego bloga, by eksplorować wszystkie jego odsłony, to na pewno potrzebuje, by je przedstawić w odsłonie klasycznej.

Oto więc przepis, czytelnicy (jeśli ktoś jeszcze czyta faktycznie me wypociny), który, ujmując z niego masę krówkową, zaprowadzi was prosto do blachy klasycznego brownie, przysparzając temu ciastu kolejnego wielbiciela. I tak w sumie radziłabym zrobić najpierw. Pierwszą blaszkę, na próbę, zapełnić klasycznym brownie. Drugą zrobić już z dodatkiem, jaki podrzuci wam wyobraźnia. Tak jak ja spełniłam prośby mego chłopiny i dodałam eksperymentalnie do ciasta masę krówkową z gotowanego, kondensowanego, słodkiego mleka, która spokojnie można nazwać masą toffee.
A potem jeść, jeść, jeść, licząc po cichu, że "pójdzie w cycki":)

No to jedziemy...





Składniki:

2 tabliczki czekolady gorzkiej (polecam Wedlowską)
6 jajek
1 kostka masła (20 dkg)
10 dkg mąki tortowej
30 dkg cukru
1 cukier waniliowy
1 puszka gotowej masy krówkowej (lub 1 puszka mleka kondensowanego słodzonego, które ugotowaliśmy wcześniej i ochłodziliśmy)

Wykonanie:

Kroimy masło w kostkę, na kostki łamiemy czekolady i wszystko razem rozpuszczamy na parze, do stanu ciekłego. Odstawiamy, by nieco ostygło.
Jajka miksujemy w towarzystwie mąki i cukrów aż składniki się połączą, a ciasto będzie puszyste.
Do masy stopniowo wmiksowujemy roztopioną czekoladę z masłem (nie ma być gorąca, ale może być ciepła) i miksujemy tak długo, aż ciasto nabierze ciepłego, brązowego koloru czekolady. Będzie też przyjemnie słodkie i gęste, ale płynne.

Nagrzewamy piekarnik na 200 stopni Celsjusza.

Standardową blachę wykładamy papierem do pieczenia i wylewamy na nią ciasto.

UWAGA:

W wersji klasycznej po tym kroku pakujemy blaszkę z brownie do piekarnika i pieczemy przez około 20 minut. Wyjmujemy, gdy na cieście widzicie wyraźną skorupkę, może być i parę pęknięć, a testowy patyczek wtykany w ciasto w różne miejsca, wychodzi suchy. Potem tylko dajemy ciastu ostygnąć, wyjmujemy z blaszki (sugeruję dla wygody stosować taką z wyjmowanym spodem) i kroimy w kwadraty (koniecznie, tak się podaje brownie). Można przechowywać w lodówce, lub poza nią, ciastu nie zrobi to różnicy przez te marne godziny, póki go nie pochłoną:)

W wersji z toffee czyli masą krówkową, robimy jeszcze parę czynności.
A więc jeśli wykonujecie klasyczne brownie - smacznego już teraz. Resztę zapraszam do kontynuacji przepisu:)

W przypadku wykonywania brownie z toffee, na blachę wylewamy połowę ciasta. Nawet i jedną trzecią, tak, by solidnie zakryło dno blachy. Następnie otwieramy puszkę z gotową masą krówkową i masę tę przekładamy na wylane ciasto. Masa jest gęsta, nie rozsmarujecie równo, bo ciasto pod spodem ma za delikatną konsystencję. A nie chcemy, by się wszystko pomieszało. Mają być wyraźnie widoczne fragmenty toffee w brownie. Dlatego też polecam rozłożyć masę na wylanym brownie za pomocą dużej łyżki, tak równo, jak tylko się da. W rzędach. W ten sposób każdy kawałek będzie miał na oko swoje serce z toffee.
Jeżeli nie mamy gotowej masy krówkowej, tylko puszkę skondensowanego, słodkiego mleka, należy je przed zaczęciem brownie ugotować i ostudzić. Zajmie nam to około 3 godzin, ale wszystko, czego trzeba pilnować, to to, by puszka była całkowicie zakryta wodą podczas całego gotowania i otwarta dopiero jak wystygnie.

Po wyłożeniu masy toffee na masę brownie, wylewamy na wierzch resztę ciasta brownie, pilnując, by zakryło całe toffee. I dopiero teraz możemy wkładać ciasto do piekarnika.
Pieczemy około 30 minut (ze względu na toffee w środku, które zmienia nieco konsystencję ciasta) i wyciągamy dopiero wtedy jak będzie na wierzchu charakterystyczna skorupka, a patyczek testowy wyjdzie na wpół suchy.
Tak jest, nie ma szans, by w przypadku brownie z toffee wyszedł całkiem suchy. Masa krówkowa sprawia, że ciasto wyjdzie wilgotniejsze niż zwykle.
Dlatego też po wyjęciu go z piekarnika pod żadnym pozorem nie należy go kroić, aż całkiem nie ostygnie. Inaczej, nawet w przypadku pokrojenia ciepłego, otrzymamy środek prawie jak w lava cake, a krojone kawałki zaczną się kleić do noża.

Moja sugestia? Studzimy brownie z toffee do spodu, a potem od razu pakujemy do lodówki na kilka godzin. I dopiero po tym czasie całkiem składnie da się pokroić, chociaż nadal będzie bardzo wilgotne. Nieodzowne jest jedzenie za pomocą łyżki lub widelczyka, by się nie upaprać, ale efekty smakowe przejdą najśmielsze oczekiwania. Warto:)
Na zdjęciach poniżej macie rzut z góry na to, jak wygląda skorupka w brownie, oraz na konsystencję ciasta:)