wtorek, 4 sierpnia 2015

Domowe graham crackers (krakersy grahamowe)

Nie wiem jak wyglądają w formie kupowanej w sklepie (znaczy nie widziałam na oczy, bo w internecie wszystko można znaleźć. I krakersy grahamowe w dwudziestu sześciu odmianach i nagie zdjęcia córki prezydenta Dudy. Starczy pogrzebać. Nie żebym szukała tych drugich... kurczę, o czym ja piszę!:P). Nie mam pojęcia jak smakują i tylko gdzieś mi się tam kołata po łbie, że jak graham, to ciemne toto i ziarniste - jak nasze bułki grahamki.
No i krakersy: muszą chrupać, a przynajmniej być chrupiące i konkretne w fakturze.
Muszą. Ale czy są? Diabli i emigranci w WB wiedzą (tam pewnie mają wszelkiego dobra, które ja w Polsce robić muszę sama) przed oczami aż nadto. Ale z kolei nie mają świeżych wiśni, ha! A ja właśnie wyżeram zawartość miseczki po dwa złocisze za pół litra i pluję triumfalnie pestkami o porcelanę. Tylko szczurów ganiających te pestki tu brakuje, do pełnego obrazu szczęścia.

...

Pojechałam po bandzie. Nie o wiśniach, nie o szczurach, czy też moich narzekaniach na braki składników do ciekawych dań w sklepach, miało być tu, a o krakersach grahamowych, które chodzą mi po głowie od czasu upieczenia prawdziwego sernika nowojorskiego. On wymagał takich krakersików, pogniecionych, doprawionych masłem i cukrem na crust - czyli spód.
Niestety, nie mając ich pod ręką, użyłam drugiej, dobrej rzeczy, polecanej jako zastępstwo - ciastek pełnoziarnistych.
Nie było tak źle, nawet, powiedziałabym, całkiem smacznie, ale niedosyt pozostał. Nie lubię pozostawiać rzeczy przypadkowi, a smaki poznawać lubię po raz pierwszy takie, jak być powinny. Eksperymenty zostawiamy na później.

Dlatego też krakersy grahamowe zaczęły mnie prześladować. Wiedziałam, że prędzej czy później zechcę ich nadgryźć, mimo problemu z lokacją, w której ich po prostu nie ma i gdzie się ich nie sprowadza do "sklepu za rogiem".
Żaden jednak problem: są przecież całkiem nietrudne do znalezienia przepisy na własnołapnie uczynione krakresy grahamowe, aby smak oryginalny crustu Polak poznał, i więcej po substytuty po zbójeckich cenach "za producenta" - nie sięgał.

W istocie. Patrząc na przepis z którego skorzystałam, zgromadzone tam składniki nie są absolutnie drogie. A przepis naprawdę łatwy. W obliczu takiej sytuacji, mowy nie ma bym buliła znowu za substytut, skoro sama mogę zrobić w pół godziny blachę krakersów nie na jedno, a na dwa crusty (plus to, co zjedzą ukradkiem moje chłopaki).

Jednak jak w każdym przepisie zachodnim - są (a raczej pojawiły się chwilowe) problemy. W tym przypadku z mąką numer dwa.

Szukał ktoś kiedyś mąki grahamowej w sklepie? Ja tak. Trzy razy, w kilkunastu sklepach, bo przepisy dietetyczne dla mego męża podsuwają ją jako zamiennik pszennej. NIE MA! Polski sprzedawca nie wie co to mąka grahamowa, nigdy w życiu jej nie widział i podsuwa nam pełnoziarnistą jasną. Co nam, kurna, po jasnej, skoro krakersy mają wyjść ciemne i samo pieczenie tego nie załatwi?!

Ale nie ma tego złego... mąki grahamowej nie znalazłam (chociaż, o dziwo, znalazłam samorosnącą, której do pewnego momentu również nigdzie nie można było dostać!), ale trafiłam na  mąkę-mieszankę do wypieku chleba "Chleb Polski - Graham z orkiszem" popełnioną przez GFT GOLDFRUCT sp. z.o.o.
Łapiecie analogię? Graham i orkisz - będzie więc ciemna i gruba z rozmaitym badziewiem, którego poszukujemy właśnie do krakersów grahamowych. Nie byłam tylko pewna, czy fakt, że jest to produkt polecany do wypieku chleba, nie zepsuje mi ciastek... no, ale bez ryzyka nie ma potem oświecenia, więc wypróbowałam.

Wiecie, że wyszło?

Co prawda nadal nie mam pojęcia, czy moje krakersy smakują chociaż w przybliżeniu jak krakersy grahamowe oryginalne, ale nadzieja umiera ostatnia. Poza tym przyjemnie się je podjada nawet i bez towarzyszącego crustowi uczynionemu z nich, ciasta.

Ten oto przepis, zmodyfikowany do polskich warunków, daję więc wam, byście crust grahamowy czynili i nigdy więcej nie musieli przepłacać za ciastka digestive.


Składniki:

2 i 1/2 szklanki mąki tortowej
1 szklanka mieszanki do wypieku chleba "Chleb Polski - Graham z orkiszem"
 1/4 szklanki i 1 łyżka brązowego cukru
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka soli
80 gramów masła, pokrojonego w wiórki (co najmniej kostkę)
1/2 szklanki miodu
1 cukier waniliowy
1/3 szklanki wody
1 łyżeczka cynamonu


Wykonanie:

Nagrzewamy piekarnik na 176 stopni Celsiusza.

Wszystkie składniki wrzucamy do miski miksera i miksujemy tak długo aż się połączą, pilnując, by masło nie zostało gdzieś po bokach. Ciasto będzie gęste, więc chwilę nam staranne wymieszanie składników zajmie.

Kładziemy na na przykład stolnicy płachtę papieru do pieczenia.

Wybieramy kawałki ciasta z miski i przekładamy na papier. Bardzo przyjemne jest, jak plastelina, ziarniste, do palców się nie klei, ale cudownie się formuje. Ciapy ciasta rozkładamy od środka blaszki, tak by zajęły nam 3/4 powierzchni papieru. Przyciskamy każdą zarówno do sąsiadów, jak i do blachy.

Przykrywamy wyłożone ciasto drugą płachtą papieru do pieczenia.

Bierzemy wałek i wałkujemy przez papier ciasto tak długo, aż stworzy jednolitą powierzchnię i zapełni cały papier. To, jak grube nam wyjdzie, potem przełoży się na to, jak blacik krakersowy wyjdzie chrupiący i ile będzie się piekł. Generalnie - im cieniej, tym bardziej chrupko i szybciej.
Nie popadajmy jednak w przesadę. Około trzy centymetrowej grubości ciasto będzie akurat w sam raz.

Ściągamy górny papier z rozwałkowanego ciasta.

Dolny papier z ciastem przekładamy na blachę i pakujemy całość do piekarnika.

Pieczemy około 8 minut. Potem wyjmujemy blachę, odwracamy i pieczemy kolejne 10 minut (czyli ta część, która wcześniej dotykała nam tylnej ściany piekarnika, teraz powinna być przy drzwiczkach). Ogólny czas pieczenia zależny jest od grubości ciasta i piekarnika. Niby wystarczyłoby te 18 minut, by ciasto przybrało złoto-brązowy kolor, ale ja na przykład piekłam swoje około pół godziny, bo było grube. A jeszcze pewnie spokojnie przyjęłoby z dziesięć minut pieczenia.

Wyciągamy naszego krakresa grahamowego z piekarnika i całkowicie ostudzamy.

Potem łamiemy na kawałki, by kawałki te następnie zmielić na crust.
Lub też zjeść jak leci, do herbaty.
Albo można w połowie pieczenia podziurkować linie widelcem w cieście - w ten sposób połamie się nam potem ono równiutko w paski.
Ilość crusta jaka nam wychodzi jest spora. Nawet biorąc pod uwagę podżerającą go rodzinę, wystarczy nam nie na 1, a co najmniej na 2 spody do ciast i jeszcze zdołamy zachomikować trochę na kiedy indziej. W tym celu należy resztki krakersa grahamowego przesypać do pudełka i schować do lodówki. Lub zamrozić.

Jak już pisałam wyżej, najbardziej popularnym sposobem wykorzystania krakersów grahamowych, jest zmielenie ich i wykorzystanie jako crust do wszelkiej maści ciast typu "pie", które nie wołają o całościowy spód. New York Cheescake - oczywiście. Key Lime Pie - także. Możliwości jest naprawdę dużo, a, kto wie, czy nie odnajdziecie i własnego zastosowania:)

Smacznego!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz