piątek, 19 czerwca 2015

Rożki brzoskwiniowe z waniliowym lukrem

Każdy czasem tak ma, że coś za nim chodzi. Coś się uczepia ogona myśli (lub nogawki, jeśli to jazgotliwy i bardziej niż zły pies sąsiadów, przekonany, że dybiesz na "jego" skrzynkę na listy, choć tylko łakomym wzrokiem gapisz się przez płot na ichnie czereśnie, nie ruszone, podczas gdy twoje zeżarły szpaki), coś tupta za tobą, włazi na język i kieruje twoimi poczynaniami. Pół biedy jeszcze jeśli to jakiś rytmiczny kawałek, który usłyszało się w kawiarni, i cały dzień się nuci pod nosem. Chociaż i to jest problematyczne, jak jesteś na przykład na pogrzebie, nucić powinieneś tylko smętne pienia żałobne, a myśli mieć pełne skupienia i smutku. A tu nagle, gdy ksiądz raczy kropić trumnę i głosić o wracaniu do ziemi, skąd wszystko wyszło, znikąd zakwita kuriozalna sytuacja, gdy te słowa rozlegają się w twej głowie z soundtrackiem mocnej gitarowej solówki Guns'n'Roses i miaukliwego pisko-brzmienia Axla Rose. A Axl Rose często występował w samych gaciach i kształty cochones było mu widać, a znowu ksiądz, stwierdzasz, ma bardzo podobną fizys do Axla Rose. Jakimś cudem twój zaskoczony mózg produkuje następnie wizję księdza w slipkach i powiewającej jak u Neo z Matrixa rozpiętej sutannie (skąd Neo? Ask me!), śpiewającego do kropidła "Don't you cry, tonight" i musisz czym prędzej stamtąd uciekać, by nie parsknąć śmiechem, lub, co gorsza, nie zrobić mu chórków.
Czasem też, nieszczęśniku, katujesz przez tydzień przyjaciół cytatami z "Gry o tron", głosząc wszystkim i każdemu z osoba, że "nic nie wiedzą" ("You know nothing, Jon Snow.") bez względu na kontekst wypowiedzi, i jednym tchem dodajesz grobowym tonem, że są ciemniakami bo "noc jest ciemna i pełna potworów" ("For the night is dark and full of terrors."). Czasem też łazi za tobą zboczeniec, kusząco machając kuśką spod płaszcza, ale na to akurat możemy coś poradzić, albo biorąc sprawy w swoje ręce (bez, kurna, podtekstów, co?:) trzaskając go po prostu z kolana w wietrzone cochones), albo wołamy wielkim głosem najbliższego stróża prawa i mamy nadzieję, że pies przywlecze ze sobą wsparcie w postaci pana z mandacikiem, po którym ekshibicjoniście zmięknie rura. Dosłownie.
Na szczęście takie podczepiacze (wyłączając zboczeńców wszelkiego autoramentu) szybko przechodzą po jakimś czasie. Stają się nudne, wyświechtane, albo coś innego je zastąpiło.

Co jednak ma zrobić w miarę normalna Gosia, jeśli do jej łba chyłkiem dostał się przepis i tak zawojował myśli, że nie ma od niego spokoju od dwóch dni? No, zrobić go. Otóż to.

A wszystkiemu winny Pinterest. Większość z was zna ten bardzo użyteczny programik, który szturmem zabiera fanów Picassa i starszemu Deviantart, tylko dlatego, że nie trzeba nic zgrywać, obsługa jest banalna i nie atakują cię reklamy z każdej strony, a żeby sobie dowolne dane zachować z dowolnej strony, starczy założyć tam konto. I wybrać ulubione tematy. A potem grzeb, przypinaj, rób kolekcje i ciesz się jak głupi z propozycji grafik/ tekstów/ muzyki/ stron, których jeszcze nie widziałeś, a okazuje się, że o tym marzyłeś.
Otóż dla mnie Pint to źródło niekończącej się radochy ze względu na coraz to nowe, nieznane mi piękne grafiki fantasy, które tam znajduję. Oraz przepisy na dania, o których jeszcze pół roku temu bladego pojęcia nie miałam. Na tym właśnie Pintereście dwa dni temu wpadł mi w oko ten przepis . Sam z siebie i od razu mi się spodobał. Szybkie, proste i niezwykłe, nieznane mi ciasto, na dodatek smacznie wyglądające. Nic to, myślę, mam inne plany, przypnę i kiedyś zrobię. Myślicie, że tak łatwo poszło? A gdzie tam!
Ten przepis chodził za mną do końca dnia. Ten przepis śnił mi się w nocy, jak robiłam ciasto, piekłam, próbowałam, podtykałam pod nos opinii publicznej, a potem ponownie piekłam w innych wariantach. Ten piekielny przepis chodził za mną cały kolejny dzień i nawet jak sobie drzemkę ucięłam po południu, zsuwając się w objęcia snu i fabuły czytanego właśnie "Papieża Sztuk" Kuby Ćwieka (pozdrawiam, tak nawiasem:)), jakimś cudem Loki piekł Peach Pie Scones with a Vanilla Glaze. I wyszło mu, ale wykałaczka mu wpadła w głębiny wypieku, w związku z czym wyjął pukawkę i potraktował nieszczęsne ciasto kilkoma seriami zagadując głosem De Niro "You talking to me?", tym sposobem żądając zwrotu mamlacza. Ten przepis... postanowiłam w końcu zrobić dzisiaj, gdy drugą noc zawracał mi głowę, słusznie przypuszczając, że on sobie nie pójdzie ot tak. Będzie dręczył, męczył i czynił kolejne podjazdy w każdy zakątek moich myśli.
Więc zrobiłam. I efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania.

Nie wiem jak opisać to ciasto. Zbite, ale jednocześnie puchate, odrobinę jak świeżutka drożdżówka, ale nie do końca. Kształt niezwykły, smak nietypowy. Lukier tak smaczny i łatwy do zrobienia, że w głowie się nie mieści. Czas wyrobu całości około pięćdziesiąt minut z zegarkiem w ręku: od przygotowania składników, do polania glazurą. No, istny samograj, raj dla pyska, świetny dodatek do 5 o'clock tea, albo zwyczajnej kawusi śniadaniowej. I zapycha, więc głodnym się po tym nie jest.
 Rzecz jasna mam swoje uwagi, kilka rzeczy na pewno trzeba by zmienić w przepisie oryginalnym, choć wyjątkowo trzymałam się go bardzo ściśle. Na pewno spróbuję na drugi raz glazury brzoskwiniowej i dodam więcej cukru do ciasta. Ale póki co zapodam wam oryginalny przepis na Peach Pie Scones with a Vanilla Glaze, czyli po naszemu Rożki brzoskwiniowe z waniliowym lukrem.

Enjoy:)



Składniki:

Ciasto:

2 szklanki i 2 łyżki stołowe mąki tortowej
1/2 szklanki brązowego cukru (nawet i 3/4 szklanki będzie w porządku. Cukier zgubi się w takiej ilości mąki, ale smaku przyda.)
1 łyżka proszku do pieczenia
szczypta soli
1/2 kostki masła, pokrojonego w kostkę, zimnego
1 jajko
1/4 szklanki śmietany kremówki (idealna by była 36%, ale z braku laku robiłam na 30% i też wyszło)
1/4 szklanki śmietany kwaśnej (18%)
1 cukier waniliowy
szklanka świeżych brzoskwiń, pokrojonych (dajcie i więcej, u mnie i szklanka było mało. Ciasto pewnie zniesie jeszcze drugie tyle, ale dla bezpieczeństwa można spróbować z 1 i 1/2 szklanki)

Lukier waniliowy:

1/2 szklanki cukru pudru
1 cukier waniliowy
2 łyżki śmietany kremówki (zależnie od konsystencji, jaka wam wyjdzie, może być potrzebna dodatkowa łyżka)

Wykonanie:

Nagrzać piekarnik do 204 stopni Celcjusza. Grzanie góra-dół, termoobiegowi mówimy stanowcze nie.

W misce połączyć suche składniki: mąkę, cukier, proszek do pieczenia i sól. Do tej mieszaniny wrzucić masło pokrojone w kostki i wgniatać widelcem w suche składniki tak długo, aż wyjdzie nam coś nieco podobnego do kruszonki. Tu i tam zbrylone, zdecydowanie nie pył.

W drugiej misce połączyć mokre składniki: śmietany, jajko oraz cukier waniliowy. Powoli dodawać mokre składniki do suchych składników i zmiksować aż się połączą w gładką masę. Masa będzie gęsta i ciężka, więc jak wam się zacznie lepić do mieszadeł - nic się nie dzieje. Ważne, by wszystko się połączyło.

Do gotowego ciasta dodać pokrojone brzoskwinie. Ostrożnie, by ich nie porozgniatać, ale żeby znalazły się w cieście. Inny sposób na umieszczenie ich tam nieco bezpieczniej to wetknięcie ich po jednej w uformowany już i pokrojony dysk (patrz następne akapity).

Stolnicę solidnie obsypać mąką, i na niej umieścić ciasto. Po dodaniu brzoskwiń będzie mokre i lepkie, więc bardzo wytarzanie go w mące się przyda. Z ciasta uformować nieduży dysk (mój miał wielkość niemal taką jak standardowa, okrągła blaszka na sernik), spłaszczyć go do grubości około 2 centymetrów i przełożyć na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia (w moim przypadku był to właśnie spód blaszki sernikowej). Następnie przy pomocy ostrego, umączonego noża (lub krajalnicy do pizzy) przeciąć dysk na pół, potem na ćwierci i jeszcze te ćwierci na połowy. W rezultacie tych cięć wyjść powinno nam 8 trójkątnych rożków. Rożki te ostrożnie należy odsunąć nieco od siebie, aby się nie stykały. Będą rosnąć podczas pieczenia, a zależy nam na tym, by łatwo dało się je oddzielać od siebie. Każdy rożek należy posmarować z wierzchu śmietanką kremówką.

Blaszkę wkładamy do piekarnika i pieczemy nasze rożki 16-18 minut lub do momentu aż będą jasno złoto brązowe. Mnie to zajęło około 20 minut. Dla pewności sprawdzamy patyczkiem gotowość ciasta; jak jest suchy po wyciągnięciu z rożków, można zakończyć pieczenie. Następnie rożkom pozwalamy stygnąć.

W tym czasie przygotowujemy glazurę waniliową.
W miseczce mieszamy cukier puder i cukier waniliowy i dodajemy śmietankę kremówkę. Żwawo merdamy łyżką aż substancja osiągnie taką gęstość jak przeciętny lukier na ciastka. W razie potrzeby dodajemy jeszcze trochę śmietany aby lukier osiągnął właściwą konsystencję.
Lukier nakładamy na jeszcze ciepłe rożki i pozwalamy całości ostygnąć i zastygnąć. Dopiero gdy glazura stwardnieje - można kroić i zajadać.