środa, 17 lutego 2016

Biszkopt z brzoskwiniami i posypką cynamonowo-imbirową/ Sponge pie with peaches and ginger-cinnamon topping

Na pewno nie jest wam obcy termin "comfort food". Tu i tam przewija się w tle życia, rozmaitych filmów i książek, szczególnie często słyszy się go w znaczeniu poszukiwania ukojenia, powrotu do czegoś znanego, dobrego, uspokajającego, szczególnie wtedy gdy człowiekowi jest zwyczajnie źle. I to jest właśnie doskonałe wyjaśnienie. "Comfort food" to jedzenie kojące, swoista terapia konsumpcją. Nie  stawiajmy jednak znaku równości między zażeraniem problemu, czyli pochłanianiem ton chipsów, lodów ze słodkimi sosami i wszystkiego, co nam wpadnie w rękę, zalewając to hektolitrami alkoholu, a jedzeniem na ukojenie. Nie, to całkowicie inna bajka. Różnica między jednym, a drugim jest taka jak między piciem, a żłopaniem (której to różnicy fanom książek Terry Pratchetta tłumaczyć nie trzeba, ale dla reszty: żłopanie to to samo co picie, tylko głośniejsze i więcej się wylewa). Niby terminy podobne, ale zażeranie problemu jedynie przyda nam kalorii i bólu brzucha, i na pewno nie poprawi nastroju. Natomiast "comfort food" w odpowiedniej dozie i przy doborze odpowiedniego składnika potrafi uczynić cuda załamanej psychice, nie szkodząc ciału.

Pod tym terminem rozumie się tez coś prostego, do czego przygotowania nie trzeba wielkiej filozofii, wielu składników i modlenia się przed piekarnikiem, żeby nie opadło, ani nie wybuchło, czy co tam może się stać jeszcze produktowi domowej produkcji robionemu pierwszy raz. Potrawa na ukojenie kojarzy się też z domem. Czymś co "mama robiła". Albo babcia. Taki na przykład specjalny rosołek z kurczaka, jak się było chorym i w wieku wczesnoszkolnym. Jedyne w swoim rodzaju pierogi ruskie, z dodatkową porcją usmażonej na maśle cebulki. Albo serniczek, najprostszy, może z czekoladą... tudzież biszkopt.

Taki właśnie biszkopt wam proponuję. Dla mnie nie był on akurat typowym jedzeniem kojącym. Była nim herbata z dużą ilością cukru, pierogi ruskie mojej jednej babci, albo szarlotka drugiej (ta szarlotka jest w planie w Bantofelkach, więc obserwujcie czujnie:)), krupnik, gęsty, że łyżka staje. I jajko na miękko z bułeczką z masłem, gotowane przez moją mamę, gdy mnie powalił pierwszy w życiu atak migreny i ręką nie mogłam ruszyć, ani nogą, o głowie nie wspomnę. To już ponad dwadzieścia jeden lat od tego czasu minęło, a nadal pamiętam jak mi się wtedy miło zrobiło i dobrze... na głowę nie pomogło, ale to nie zawsze chodzi o pomoc ciału. Bardziej duszy.

Wracając do biszkopta. Może nie pochodzi z tego dobrego miejsca z przeszłości, do której udaję się gdy rzeczywistość jest kompletnie nie do zniesienia i nie piekę go jako takie danie, ale zdecydowanie zasługuje na miano "comfort food" jako pierwsza rzecz, jaką zrobiłam po ostatniej chorobie. Nie były to Francuskie makaroniki Earl Grey, choć kolejność wpisów jest myląca, gdy spojrzymy na ostatnią aktywność na blogu. Makaroniki zrobiłam kolejne. Biszkopt natomiast upiekłam, ledwie byłam w stanie ruszać się normalnie po domu, jeszcze smarkając i kichając, ale już stwierdzając, że życie jest złe i potrzebuję czegoś dobrego, by nie stało się koszmarne. I to ZARAZ.
Rekonwalescent, wiadomo, nie wiadomo czego nie zrobi. Musiało więc być to coś, co się czyni raz dwa, miesza, pokroi, wsadzi na pieczenie i po godzinie można się już tym delektować. Przy tym i zrobione ze składników, które ma się pod ręką i nie trzeba się zmuszać do ganiania po sklepach. Pod tym względem (ani pod żadnym innym, jak zwykle zresztą, bo siedzi w mym zeszycie z przepisami od dobrych pięciu lat) biszkopt mnie nie zawiódł. Upiekł się pięknie i równo, nie opadł (to ciasto chyba nie ma prawa się nie udać, powiadam wam), brzoskwinie wyszły w nim ślicznie, plasując się i w środku i na wierzchu. Jednakże po wyciągnięciu go z piekarnika, pomyślałam, że biszkopt jako ciasto neutralne smakowo i delikatne, w połączeniu z równie neutralną brzoskwinią... zabrakło mi w tym "pazura", który sprawi, że doskonały wypiek będzie boski, zasługując już zupełnie na miano pocieszacza. A więc niewiele myśląc chwyciłam imbir proszkowany, cynamon i cukier i zrobiłam z nich posypkę, która poleciała na świeżo upieczone  ciasto. I to był strzał w dziesiątkę.

Dalibyście wiarę, że imbir w połączeniu z brzoskwiniami daje taką rewelację smakową? Nie? No to nie ma co czekać. Wypróbujcie, bo to naprawdę łatwe. Już za godzinę możecie mieć to samo na talerzykach, co zaraz wam pokażę na zdjęciu, jeśli zabierzecie się do przepisu już teraz.
Zaczynamy!

Please scroll below for the "red" recipe in english version:)
 



Składniki: 

4 jajka
1 szklanka cukru
1 i 1/2 szklanki mąki
1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
3 łyżki oleju
2 łyżki wody
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
1 puszka brzoskwiń w syropie
imbir sproszkowany, cynamon sproszkowany, cukier puder - na posypkę


Wykonanie:

Nagrzać piekarnik na 180 stopni Celsjusza.

Jajka i cukier włożyć do miski od miksera, zmiksować.

Dodać do tej masy resztę składników i zmiksować raz jeszcze, aż będzie masa będzie gładka.

Prostokątną blaszkę wyłożyć papierem do pieczenia, wylać na nie ciasto.

Brzoskwinie z puszki odsączyć z syropu i pokroić na cienkie plasterki wprost na wylane ciasto w takiej ilości by je w miarę równo przykryły. Nie trzeba wciskać do środka. Część zejdzie w dół ciasta podczas pieczenia, część zostanie na zewnątrz.

Blaszkę z ciastem wstawić do nagrzanego piekarnika i piec przez ok. 40-50 minut, testując patyczkiem gotowość. Jeśli będzie suchy, oznacza to, że ciasto jest upieczone.

Wyciągnąć z piekarnika i pozwolić mu się studzić w blasze.

W tym czasie przygotowujemy posypkę. W równych ilościach wymieszać cynamon z cukrem i imbirem w miseczce (na przykład po 1 łyżeczce wszystkiego).

Ciepły biszkopt posypujemy z wierzchu posypką równą warstwą.

Studzimy ciasto,kroimy w niewielkie prostokąty i podajemy.


Garść uwag:

Można też oszczędzić sobie czasu z mieszaniem posypki i sypać prosto z opakowań najpierw imbirem, szczególnie po brzoskwiniach,  bo połączą się fantastycznie smakowo, potem cynamonem i na koniec cukrem.

Cukier można również pominąć w posypce.Ciasto jest dość słodkie i bez niego.

Jeżeli boicie się, że biszkopt wam opadnie (chociaż ten nie opadł mi jeszcze nigdy), nie wyciągajcie go po pieczeniu od razu na temperaturę pokojową. Wyłączcie grzanie, otwórzcie drzwiczki piekarnika i pozwólcie ciastu dochodzić tak przez kwadrans, nim wyciągniecie go na studzenie w temperaturze pokojowej.

Do tego biszkopta podejdą dosłownie każde owoce, jednak szczególnie pyszny jest z rabarbarem, malinami i wiśniami, generalnie z każdymi owocami o wyraźnym smaku.

Smacznego!

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

English version of the recipe will be here later. Stay tuned:)