środa, 22 czerwca 2016

Kipiące ciastka jagodowe Piemura (Jeźdźcy smoków z Pern) i 10.000 wyświetleń Bantofelków / Piemur's blueberry bubbly pies (Dragonriders of Pern)Pern and 10.000 Bantofelki views

No, to mamy kolejny wpis jubileuszowy. Jeszcze parę postów temu świętowaliśmy pierwsze urodziny bloga, a dzisiaj z dumą ogłaszam, że przekroczony został pułap 10.000 wejść na bloga i w tym momencie liczba ta wynosi 10.080. Żeby było jeszcze ciekawej, zeszły miesiąc zebrał równe 2.000 wejść, prawdopodobnie dzięki niesamowitym Donutom Lokiego, a pierwszy z czterech zapodanych challenge'ów, na Crack Pie, cieszy się póki co bardzo ładną popularnością. Cieszę się! Może dla tych, co mają bardziej komercyjne, znane, prowadzone od lat blogi, wsparcie reklamodawcy, ludzi od szaty graficznej i kodowania i stałą rzeszę fanów, zdobycie ponad tysiąca obejrzeń posta w miesiąc, to żadne osiągnięcie, ale ja nadal jestem na starcie. Wszystko piszę, gotuję i poprawiam sama, uczę się na własnych błędach i powoli zaczynam być widoczna tu i ówdzie. Jeszcze nie na tyle by mówić o jakiejś sensacyjnej popularności, ale przypuszczam, że fandom, miłośnicy książek fantastycznych i ekipa fanów zgromadzonych wokół Kuby Ćwieka nie potrząsałaby bez zrozumienia głową, gdyby im wspomniano o Bantofelkach. Ktoś by zakojarzył, że to ta "od pączków Manany", albo od "Donutów Lokiego", tudzież innych rzeczy, związanych z rekonstruowaniem przepisów z rozmaitych filmów i książek, tudzież tych najbardziej fascynujących i niezwykłych, odnalezionych w najbliższym otoczeniu. Jest powód do dumy? Ano jest. Zawsze mogłabym przymierać bezweniem, stopniowo tworzyć coraz mniej postów i w końcu pozwolić blogowi umrzeć śmiercią naturalną, jak się to dzieje z 50% nowo tworzonych.
Ale ponieważ nadal mi się chce, a przed sobą mam piękną kolejkę już gotowych potraw, czekających tylko na felki i posty, oraz tych zaplanowanych, nieugotowanych jeszcze, ale do których mi język ucieka i namacalnie widzę, że coś się ruszyło, jedziemy i pracujemy dalej. W końcu tak blog to bardzo wdzięczna rzecz. Któż z was chociaż raz nie tęsknił do potraw opisanych smakowicie w swoich ulubionych książkach i niejednokrotnie marzył, by ich spróbować, niech pierwszy rzuci kamień!

Słowo się rzekło, kobyłka u płotu, 10k stuknęło, przechodzimy do felki. A ta, skoro inauguracyjna, powinna przecież być dokładnie w temacie, który nas najbardziej interesuje i dotyczy. Czyli ponownie bierzemy dzisiaj na warsztat potrawę książkową. Tym razem po raz kolejny z niezwykłego świata Jeźdźców Smoków z Pern.
Z tą serią, pisaną przez nieodżałowanej pamięci Smoczą Panią Anne MacCaffrey mieliście już styczność na tym blogu, dzięki Cytrynowo-Ananasowemu Curdowi, w którym przedstawiłam niezwykłą, jak dla Polaka, alternatywę dla dżemu na mazidło do chleba slash nadzienie do rozmaitych wypieków, plasujące się pomiędzy owocowym przetworem, a budyniem. Tak smaczne i niezwykłe, że nie dziwię się, że jest to ikoniczna, znana rzecz u zachodnich sąsiadów. U nas tego w sklepach jeszcze nie ma, dlatego warto się z tym cudeńkiem zapoznać, czy kochacie świat Pernu i smoki, czy też nie i zawsze posiadać słoiczek w lodówce w razie pilnej potrzeby napchania się nim wieczorową, dołującą porą.
A ponieważ Smocza Pani przez ponad dwadzieścia lat stworzyła ogromny świat, a perneńskich książek powstało prawie trzy dziesiątki, jak dobrze liczę, siłą rzeczy bohaterowie musieli coś tam jeść. A skoro świat niezwykły, ale jednak nieco znajomy, to i potrawy niezwykłe, jednak możliwe do odtworzenia, raz, że z samych opisów, a dwa, dzięki uprzejmości wydawcy, powstał przewodnik po Pernie, w którym najbardziej charakterystyczne, perneńskie potrawy zawędrowały już w formie przepisów. Nosi tytuł "Dragonlovers Guide to Pern" i można rzec, że obecnie jest "białym krukiem".

Mimo usilnych starań, nie byłam w stanie tej książki już kupić w formie papierowej (w Polsce nie wyszła oczywiście - dziękujemy wydawnictwu AMBER, które, jak zwykle, zaczęło wydawać cykl i go nie skończyło! - w USA dawno temu i dodruków nie robią), a elektronicznej nie chcę, jako ta, która lubi mieć cegiełkę z papieru w ręce i na półce, a nie w czytniku, jednak inni byli. I od nich, użytkowników zachodnich, którzy już niektóre przepisy wypróbowali, zaczerpnęłam same mechaniczne składniki i proporcje.
Pozostaje jednak jeszcze kwestia: skąd? Czemu akurat ta potrawa i czemu akurat teraz? Ano dlatego, że śliniłam się do "Kipiaczków" za każdym razem gdy o nich czytałam w trylogii o Menolly (nadal to czynię, mimo, że minęło prawie 20 lat, odkąd zetknęłam się z cyklem perneńskim) i tylko kwestią czasu i dostępności składników było, kiedy je zrobię. A teraz? A byliście ostatnio w lesie? Borówek zatrzęsienie. Prawdziwych, polskich, tych z największą ilością aromatu, bosko smacznych. Dokładnie tych, które zapragnęłam ujrzeć w Kipiących Ciastkach. Co prawda przepisy wołają o borówkę amerykańską, ale ona, cóż, smaczna, ale to już nie ta prawdziwa borówka. No i na amerykańskie czekać bym musiała jeszcze co najmniej miesiąc. Nie lza! Ja chciałam już, natychmiast, gdy tylko zobaczyła pola fioletu na tle zielonego, leśnego runa. I nawet gdy się wyprostowałam z jękiem po zebraniu półtora litra tego dobra, nadal upierałam się przy fakcie, że zrobię.
Zrobiłam.
Było warto! I to na tyle, że "Kipiaczki" z łatwością wśliznęły się przed planowane donuty bezglutenowe, czyli Challenge no. 2, do jakiego się już przygotowywałam, a mój osobisty chłop do tej pory za mną łazi i usiłuje namówić na zrobienie tych "smoczych ciastek" po raz kolejny.

A teraz, w kwestii formalnej, należałoby chyba zobaczyć, co pisze autorka o kipiących ciastkach jagodowych w pierwszym ze źródeł, w jakim się na nie natknęłam i obdarzyłam stęsknioną miłością łakomczucha-jagodożercy:

" - Mam ochotę na coś słodkiego, gorącego i bulgoczącego sokiem jagodowym. (...)
- Nie zdążyli jeszcze wyprzedać wszystkich słodyczy!
- Nie, ale wystygną, a ja lubię gorące, z bąbelkami!
Takie właśnie były - wyjmowane z pieca na szerokiej szufli  o długiej rączce - sok jagodowy spływał ciemnymi strugami po delikatnie przyrumienionej skórce, błyszczącej kryształkami cukru."

"- Czeladnik, bo taką miał odznakę na tunice, zsuwał sześć ciastek z szufli"

"Ciastka były tak ciepłe, że uraziły zranioną dłoń dziewczyny."

"Mimo, że ciasto było jeszcze gorące, Piemur wgryzł się głęboko w chrupiącą skórkę, aż ciemnofioletowy sok spłynął mu po brodzie.(...)"
Anne McCaffrey -  Smoczy Śpiewak 

Bez wątpienia mamy tutaj na tyle wskazówek, by jasno zorientować się, że ciastka mają jagodowe nadzienie, nie jest ono gęste, bo wtedy nie spływałoby "strugami" po przyrumienionej skórce, zdecydowanie więc musi zawierać więcej soczystych owoców niż innych dodatków (również ta soczystość przemawia za użyciem prawdziwej borówki, a nie amerykańskiej, bardziej zbitej).
Nadto nadzienie "spływa", a zatem ciastka są wysokie, nie płaskie, a skoro "spływa" z góry na dół, to mają kopułkowatą powierzchnię i jakieś otwory, z których wydobywa się babelkujący sok. Przy tym są słodkie, bulgoczą i wielokrotnie podkreśla się tutaj, że dla najlepszego wrażenia i smaku należy je spożywać tak gorące, że ledwie można ugryźć. Skórka chrupie - więc powinna być cienka i stanowić tylko skorupkę dla nadzienia, a powierzchnia co najmniej pociągnięta jest jakimś roztworem cukru, by była lśniąca i słodka, chociaż ideałem byłaby cukrowa skórka na powierzchni, taka, jaką spotykamy na polskich, kruchych ciastkach w kształcie gwiazdek.
Update: wiem już, co zrobić, by powstała jedynie słuszna, chrupiąca skórka, błyszcząca kryształkami cukru. W przepis dodałam więc alternatywną "cukrową skorupkę". Sprawdźcie i użyjcie tą, która wam bardziej podejdzie. Zdjęcie z nowej partii "Kipiaczków", którą będę robić za parę dni, właśnie z alternatywną "skorupką", już wkrótce.
No i muszą być małe, skoro na jednej szufli mieści się sześć naraz. Looks familiar?:)





Z całą pewnością mogę potwierdzić, że to, co wyczytałam w książkach (głównie w "Smoczym Śpiewaku", chociaż "Kipiaczki" pojawiają się też tu i tam, w innych tomach cyklu), a potem porównałam z tym, co wyszło mi z polecanego przepisu z "Dragonlovers Guide to Pern" - pasuje do siebie jak smoczy jeździec i jego smok. 
Te ciastka są niesamowite! Robi się je szybko, wykrawa szklanką kółka z ciasta, napakowuje bardzo prostym nadzieniem, skleja, robi dziurki i piecze. A słodki, gorący sok faktycznie bąbelkuje i kipi jeszcze długo po tym, jak się je wyciągnie z piekarnika, nawet gdy stygną. To właśnie są te cichutkie, pykające dźwięki, jakie słychać nad wyciągniętymi z pieca ciastkami. Kipienie i bąbelkowanie. Sok borówkowy, gorący i słodki, tak dobry, że nawet poparzone palce i usta nie są ważniejsze od tego, by pochłonąć jeszcze więcej ciastek, które wielkościowo starczają na może trzy kęsy. To mało! Zawsze mało. Potrzeba więcej! 
A to, że zrobisz je raz, i nigdy już nie opuszczą twego domu, na stałe zadomawiając się w książce kucharskiej i pamięci rodziny, jest pewne jak amen w pacierzu:)

I z tą wspaniałą myślą zapraszam do własnoręcznego wykonania ulubionych jagodowych kipiących ciastek Piemura.

Przepis pochodzi z książki "Dragonlovers Guide to Pern", leciutko zmodyfikowany przeze mnie.

Please scroll below for the "red" recipe in english version:)


 Składniki (na około 12-14 ciastek):

Ciasto:
1/2 szklanki masła
2 łyżki cukru
2 i 1/2 szklanki mąki
1/2 łyżeczki soli
1/2 szklanki wody

Nadzienie:
200-250 gramów borówek leśnych (ewentualnie amerykańskich; można również użyć dowolnych innych owoców jagodowych) 
1 szklanka cukru
1/4 łyżeczki cynamonu
1 łyżeczka soku z cytryny
1 łyżeczka soku z pomarańczy
1-2 łyżki masła (do podziału pomiędzy porcyjki nadzienia)

Sklejacz z jajka:
1 roztrzepane jajko

Cukrowe smarowidło I na wierzch:
1/4 szklanki wody
1 i 1/2 łyżki cukru
(wymieszane ze sobą)

Smarowidło cukrowe II, tworzące najprawdziwszą cukrową skorupkę (alternatywne dla smarowidła cukrowego I):
1 roztrzepane jajko
gruboziarnisty biały (lub brązowy) cukier kryształ
(nie mieszać!)


Wykonanie:

Nastawiamy piekarnik na 204 stopni Celsjusza.

Przygotowujemy ciasto.
Suche składniki wsypujemy do miski, mieszamy wszystkie razem.

Masło kroimy na drobne kawałeczki.

Wrzucamy je do suchych składników i wyrabiamy wszystko razem dłońmi lub widelcem, aż z masła zostaną nam kawałeczki wielkości ziarnka grochu.

Do mieszaniny dolewamy po troszeczkę wody, wyrabiając ciasto tak, by się połączyło w niezbyt suchą, ale też nie za mokrą kulę.

Przykrywamy ją czystą ściereczką i w misce odstawiamy na chwilę na bok, na czas zrobienia nadzienia.

Borówki myjemy, odsączamy z wody, wrzucamy do miski.

Wsypujemy do nich cukier i cynamon, potem delikatnie ale starannie mieszamy.

Dolewamy sok cytrynowy i pomarańczowy, mieszamy raz jeszcze. Próbujemy i odstawiamy na czas przyszykowania ciastek.

Roztrzepujemy jajko i robimy mieszaninę cukrową (lub wersję drugą, alternatywną) na powierzchnię ciastek.

Blachę z piekarnika wyścielamy folią aluminiową, pamiętając, by zrobić to dokładnie i zawinąć boki w górę. Sok z ciastek może nam inaczej wyciec z blachy do piekarnika.

Ciasto wyciągamy z miski i dzielimy na dwie połowy, pracując na jednej w danym momencie.

Rozwałkowujemy cienko pierwszą połowę.

Przy pomocy szklanki o średnicy brzegu ok 8-9 cm wykrawamy w cieście kręgi. To samo robimy potem z drugą połową ciasta, pamiętając by wszystkich krążków była parzysta ilość i każde ciasto w ten sposób otrzymało górę i dół. Powinno nam wyjść w ten sposób około 22-24 krążków.

Pierwsze 12 kładziemy na blaszce.

Na krążek najpierw wykładamy ok. 2-3 łyżek borówek, gromadząc je w kopczyk na środku i zostawiając brzeg kręgu wolny. Na górę kopczyka kładziemy kawałeczek masła.

Smarujemy ten brzeg roztrzepanym jajkiem dookoła.

Kładziemy na wierzchu drugi krążek z ciasta tak, by przykrył borówki i równo sięgał ku brzegom podstawy, w razie potrzeby nieco krążek wierzchni rozciągając.

Przy pomocy widelca dociskamy do siebie górną i dolną połowę, zostawiając ślad po zębach na zewnętrznym okręgu ciastka.

Następnie smarujemy starannie powierzchnię ciastka smarowidłem cukrowym i na koniec na szczycie ciastka robimy 3-4 małe dziurki wentylacyjne, którymi będzie nam również wypływał bulgoczący sok jagodowy.
Jeżeli wykonujemy Smarowidło cukrowe II, wierzch surowego "kipiaczka" smarujemy roztrzepanym jajkiem, a potem posypujemy grubą warstwą cukru, w reszcie kroków tego punktu postępując jak poprzednio.

W ten sam sposób postępujemy z każdą parą krążków z ciasta i nadzieniem, gotowe ciastka wkładając ostatecznie do piekarnika. Pieczemy 20-30 minut, aż będą lekko złote na brzegach i wierzchu, a sok wypływa z nich i bulgocze.

Wydobywamy z piekarnika i serwujemy jeszcze gorące, kiedy tylko da się je już złapać w rękę.

Zimne też są dobre, ale prawdziwy urok i aromat kipiących ciastek jagodowych tkwi w ich podaniu prawie, że z piekarnika, na gorąco.

Smoczego apetytu wam życzę!:)
-------------------------------------------------------

Ingredients (for app. 12-14 bubbly pies):

Crust:
1/2 cup of butter
2 tblspns of sugar
2 and 1/2 cups of flour
1/2 teaspoon of salt
1/2 cup of water

Filling:
200-250g wild blueberries (or common blueberries; you can also use any other berries of your choice)
1 cup of sugar
1/4 tspn of powdered cinnamon 
1 tspn of lemon juice
1 tspn of orange juice
1-2 tablespoons butter  (to divide between spoons of filling)

Egg wash:
1 beaten egg

Sugary glaze I:
1/4 cup of water
1 and 1/2 tblspn of sugar
(mixed)

Sugary glaze II (an alternative for Sugary Glaze I, to make a real sugar crust, as mentioned in the Bubbly Pies descriprion in the books):
1 beaten egg
coarse white (or brown) sugar 
(do not mix it!)


The making of:

Preheat the ovet to 400 degrees Fahrenheit.

First, start with a crust.
Combine the dry ingredients in a bowl. 

Cut the butter into chunks.
Work the butter gently into the dry mixture with a fork or your hands until pieces the size of peas form.

Sprinkle the water over and work it in, so it formed not to dry but not to wet ball.

Cover it in a clean towel and put the bowl aside, for a time to make the filling.

Wash the wild blueberries, drain it, put into another bowl.

Gently toss berries with sugar and cinnamon, and mix it.

Add the juices, mix again, taste it, and if it fits your taste, set aside, for a time to prepare pies.

Beat the egg, and prepare a Sugary Glaze I or Sugary glaze II.

Put a sheet of aluminium foil on the surface of baking tin, remembering to curve the edges, so the flowing juices stayed on the foil.

Divide the ball of crust for two parts, working on one at the time.

Roll out dough on a floured surface to a 1/8-inch thickness.

Using a cup, cut out the cirles. Do the same with the other part of the ball of dough, remembering to have it the even numer; every pie needs to have a bottom and a top. That way we should have now 22-24 circles.

Put the first dozen on a baking tin.

Divide filling among circles, spooning approximately 2-3 tablespoons into the center of each, leaving a free border around. Top it with a tiny piece of butter.

Brush the border with egg.

Lay the second circle on top of each pie, stretching the top crust gently if necesarry.

Press the edges together with a fork all the way around. 

Brush top of each pie with sugary glaze. With a knife, cut three or four short slits in the top of each pie. 
If you prepare Sugary Glaze II, brush the top of rough pies with a beaten egg, then sprinke it heavily with coarse sugar, making the rest of a/m steps as follows.

Repeat the process with every pair of circles and a filling, and finally put the pies into the oven. Bake 20-30 minutes until slightly golden on the edges and the top, and the blueberry juice is bubbling and flowing out.

Remove from the oven and serve still hot.

Have a dragony appetite!:)