niedziela, 13 grudnia 2015

Ekstrakt z migdałów

Oto kolejne z ułatwień dla każdego, kto bardzo lubi piec rozmaite słodkości, ale średnio lubi sięgać po sklepowe polepszacze smaku.
Nie zrozumcie mnie źle. Przeciw olejkom smakowym nie mam nic, wręcz przeciwnie, sądząc po składzie na opakowaniach nie posiadają żadnych "smakowitych" E. Nie rozkręcam też burzy, jak w przypadku cukru wanilinowego, który od lat nam wciskają w sklepach. Syntetyczna wanilina wiadomo z czego jest otrzymywana i jak ta wiedza bardzo zochydza odbiór (dlatego większość z nas nie chce wiedzieć co tak naprawdę dosypuje do ciast), a takie olejki pomarańczowe lub migdałowe to tylko mają w składzie produkt, którego zapach posiadają, oraz płynny tłuszcz. Tak przynajmniej to wygląda.
Nie zaglądałam do fabryk, nie mogę więc potwierdzić, czy faktycznie miażdżą owoce lub skórki i mieszają je z olejem w procesie produkcyjnym, by otrzymać olejki. Czy prawdziwe owoce, albo bodaj ich koncentraty lub pulpa wogóle są używane przy produkcji olejków do ciast. Wierzę. Ale można zrobić drugą, najlepszą rzecz, zaraz po pokornym kupowaniu w sklepie olejku, który, jak mamy nadzieję, nie powstał z czegoś paskudnego.
Możemy sami zrobić sobie dany dosmaczacz do ciast. I to naprawdę niewielkim kosztem. Oraz cierpliwością, ponieważ ekstrakcja swój czas musi zająć.

Już wcześniej na łamach Bantofelków zaproponowałam ekstrakt z wanilii. I faktycznie, po miesiącu był już gotowy do użycia, doskonały... od czasu, jak zaczęłam go używać, cukier wanilinowy zniknął z mego domu. Dlatego pomyślałam sobie: czemu by nie spróbować tego samego w przypadku mego drugiego ulubionego składnika smakowo-zapachowego w ciastach, to jest migdałów? Olejek migdałowy się zużywa u mnie bardzo szybko, a więc posiadanie całej buteleczki własnego wyrobu ekstraktu, byłoby coś wspaniałym. Tak oto, przedstawiam wam ekstrakt z migdałów.

Jego wyrób jest bardzo prosty: migdały zalewamy alkoholem i uzbrajamy się w cierpliwość. Jednakże to czekanie zdecydowanie się nam opłaci, gdy nie będziemy musieli kupować co chwilę kolejnej buteleczki z lejkiem migdałowym a sami, po pańsku, sięgniemy po własny wyrób i szczodrze przysmaczymy nim ciasto, dumnie potem odpowiadając na zachwycone szepty "cóż to? cóż to?" - domowy ekstrakt z migdałów, kochana.

A więc, aby chwilę tę przyspieszyć i ciastom naszym zapewnić odpowiednie zachwyty, zakasajmy rękawy i zabierzmy się do roboty.






Składniki:

30 - 40 całych migdałów
1 szklanka wódki (najlepiej wysoko procentowej, ale tak 40% jest całkiem wystarczające)
1 szklany pojemnik z zamknięciem, np. butelka

Wykonanie:

Szklaną butelkę myjemy i przelewamy gorącą wodą.

Migdały sparzamy wrzątkiem i zdejmujemy z nich skórkę. Skórka nadałaby ekstraktowi goryczy, dlatego zdjęta być musi.

Kroimy je wedle zachcianki. Albo na drobno, albo na większe kawałki, ważne, by były pokrojone, zanim wejdą w kontakt z alkoholem.

Wrzucamy kawałeczki migdałów do butelki i zalewamy je alkoholem.

Zatykamy butelkę, starannie mieszamy, potrząsając nią, by na koniec włożyć butelkę w ciemne miejsce w temperaturze pokojowej.

Raz na jakiś czas wydobywamy butelkę i potrząsamy nią, by wzburzyć ekstrakt.

Produkt gotowy otrzymujemy po mniej więcej miesiącu od zrobienia.

Można dosmaczać nim wszelkie wypieki, na jakie mamy ochotę. Zazwyczaj dodaje się po łyżeczce, ale należy pamiętać, że ekstrakt, to nie olejek. Aż tak mocno nie będzie pachniał jak produkt sklepowy, dlatego porównując ilość olejku zalecaną w danym przepisie, z naszym ekstraktem, należy dodać go zawsze nieco więcej.

Uwaga:
Poprzednia informacja o 10-12 sztukach została zmieniona. Z 12 sztuk polskich migdałów ekstrakt nam nie wyjdzie. Dlatego patrząc na swoje doświadczenie, gdy po miesiącu nadal było czuć przede wszystkim alkohol, dodałam dodatkowe 20 sztuk. Załatwia to sprawę, chociaż ekstraktu wyjdzie mniej. Przynajmniej na tę chwilę czuć mniej alkohol, ale swoje muszę wyczekać.