sobota, 10 października 2015

Zapiekanka z kurczaka i makaronu "Mac'n'chick"

Po trzech tygodniach wyjazdu quasi-urlopowego, do sanatorium, podczas którego poznałam na nowo jak kiepsko może smakować stołówkowa kuchnia masowa, na równi z genialnymi walorami borowiny oczyszczającej zatoki, powracam ponownie do swego bloga i przepisów. Nie jest zbyt dobrze odkładać za długo pewne rzeczy, bo się można zupełnie zniechęcić, a skoro na podglądzie projektu nadal widzę, że ktoś mnie jeszcze odwiedza na Bantofelkach, najwyższa pora wrócić do drylu. Tyle jeszcze przepisów mam w zanadrzu, które chcę wypróbować i podzielić się z wami, że aż mnie w sumie rozsadza:)
Zacznę jednak od dania obiadowego, które dokonałam jakiś czas temu. Pracochłonna, wbrew swej nazwie, zapiekanka makaronowa, ale powiadam wam - tak jest smaczna i sycąca, że aż się prosi o robienie jej co jakiś czas choćby po to, by widzieć walkę na obliczu mego skąpiącego komplementów męża: "powiedzieć, że doskonałe i chciałbym dokładkę, czy nie powiedzieć?"

Na dodatek pora jesienna jak najbardziej sprzyja takim daniom, jeszcze nie wymagającym zimowej ciężkości i maksymalnego naładowania wszystkim, co przynosi siłę ciału, by okres zimowy przetrwać, ale już mniej lekkim i frywolnym niż wiosenne sałatki, galaretki i musy owocowe. Dynie zaś dopiero się zaczynają, więc zanim zacznę szaleństwo z zupami-kremami z dyni i tartą dyniową, już zamówioną przez mego męża, jako najbliższe ciasto, w jakim pragnie zatopić kły, zaproponuję wam przejściowo, arcysmaczną zapiekankę "Mac'n'Chick" (nazwa autorska i bardzo pasuje;))

Przepis znalazłam sobie na tej stronie, jednakże z wiadomych względów różnic pomiędzy kuchnią polską, a amerykańską i dostępnością niektórych składników u nas, dokonać musiałam niezbędnych modyfikacji. I wcale, a wcale nie zmieniły one smaku dania. Wręcz przeciwnie: wydaje mi się, że jest teraz znacznie zdrowsze niż gdyby zastosować wszystko to, co Pionierka zapodaje w swoim przepisie. Przykładowo, zamiast puszkowanej zupy będącej w 90% mieszaniną soli i glutaminianu sodu oraz smakowitych E, zaproponowałam tu doskonały substytut z naturalnych składników (który już na blogu jest od jakiegoś czasu). Nie dodałam też niepotrzebnego zupełnie dodatkowego bulionu, bo ów substytut jest tak kremowy, że zapiekanka nie ma prawa być sucha, nasączona znakomitą ilością tego smakołyku. Że o odpadającej przy tym dodatkowej porcji soli i tłuszczu nie wspomnę.

Ale do rzeczy: jeśli zechcecie sobie porównywać przepisy pod względem moich zmian - proszę bardzo. Po to jest link do oryginału i aby zachować prawa autorskie. A moja wersja fantastycznej zapiekanki z makaronu i kurczaka już na was czeka, by zacząć ją robić. Do dzieła!







Składniki:

2 szklanki ugotowanego białego i ciemnego mięsa z kurczaka  (ja użyłam mięsa z 2 nóżek i z 2 piersi, ale spokojnie możecie użyć dowolnych szczątków doczesnych tego ptaka. Jeśli będziecie kupować całego kurczaka tylko dla tej zapiekanki - niech nie będzie za duży. 2 szklanki to tak na oko 60-70 deko mięsa)
3 szklanki makaronu spaghetti połamanego na 3 części lub makaronu nitki (różnica niemal żadna, bo i tak podczas mieszania i pieczenia zmięknie nam i co nieco się połamie. No, może kawałki spaghetti będą większe niż nitki i nieco grubsze, ale osobiście uważam, że oba rodzaje będą dobre.)
2 porcje substytutu zupy-kremu z grzybów (ilość ta odpowiada potrzebnym w oryginale 2 puszkom kondensowanej zupy-krem z grzybów, ale odradzam kupowanie. Taniej, zdrowiej i smaczniej jest zrobić ją sobie samemu na potrzeby tego dania i nie tylko. Serio.)
2 szklanki ostrego w smaku startego sera żółtego (polecam ser salami)
1/4 szklanki zielonej papryki skrojonej w drobną kostkę
1/4 szklanki cebuli skrojonej w drobną kostkę
1/2 słoiczka czerwonej papryki pimento (marynowana papryka, niegdyś dodawana do zielonej oliwki w miejsce pestki, teraz dodają galaretkę z niej. Od konserwowej różni się tylko tym, że jest miększa i ma nieco ostrzejszy smak. Papryczki pimento z łatwością kupicie w supermarkecie np. w E.Leclerc.)
1 łyżeczka soli (ostrożnie z nią, danie ma tyle dodatków, że trzeba próbować ciągle, czy nie przesadzimy z tą przyprawą.)
1/8 łyżeczki pieprzu cayenne
1 dodatkowa szklanka startego ostrego sera żółtego na posypanie zapiekanki
szczypta majeranku i tymianku, oraz czerwonej słodkiej papryki


Wykonanie:

 Najpierw przygotowujemy sobie substytut zupy-krem z grzybów według tego przepisu. Lepiej mieć to już zrobione przed zabraniem się za zapiekankę, jednocześnie gotując mięso z kurczaka, bo potem będziemy tylko łączyć ze sobą składniki, zamiast czekać aż te bardziej płynne "dojdą".

Gotujemy mięso z kurczaka, wrzucając kawałki na gotującą się wodę. Tak jest zdecydowanie szybciej i wygodniej, nawet jeśli macie kupioną połówkę kurczaka. Pokrójcie go na kilka części zanim wrzucicie do wody. Kurczak pogotować się musi do miękkości, wpierw kilka minut na dużym ogniu, potem zmniejszamy gaz i pozwalamy mu się gotować na średnim około 30-45 minut. Gdy kawałki mięsa zaczną odstawać od kości (zauważycie zdecydowanie) wyłączamy gaz i wydobywamy kurczaka z wody, by ostygł. Będziemy za chwilę obierać mięso z kości, lepiej więc to robić, jak mięso jest już możliwe do dotknięcia.

Na wodę po kurczaku wrzucamy makaron, podkręcamy ponownie ogień pod garnczkiem i gotujemy go aż będzie prawie al'dente. Czyli nie tak do końca miękki. Potem zapiekanka jeszcze będzie zapiekana w piekarniku, więc nie chcemy mieć papki zamiast makaronu. Ugotowany makaron wyrzucamy na sito i odstawiamy na chwilę na bok.

Kroimy zieloną paprykę, cebulę i czerwone papryczki pimento w drobną kostkę.

Jeśli mięso z kurczaka nam już wystygło, obieramy je z kości, czyniąc z niego nie za duże kawałki. Odmierzamy wymaganą przepisem ilość, odstawiamy na bok.

Naczynie żaroodporne napełniamy makaronem.

Do makaronu wsypujemy rozdrobnione, ugotowane mięso z kurczaka.

Ostrożnie przelewamy do nich nasz substytut zupy-kremu z grzybów.

Dokładamy pokrojone warzywa.

Dodajemy starty, żółty ser.

Mieszamy wszystko ostrożnie ale dokładnie. W tym momencie zawartość naczynia żaroodpornego sięgać nam będzie prawie po brzegi, więc zdecydowanie trzeba to robić delikatnymi ruchami. Jeżeli wolicie wszystko mieszać w osobnym naczyniu, większym garnku lub czymś w tym stylu - proszę bardzo. Ja wolę w naczyniu, bo mniej wtedy naczyń ubrudzę, poza tym da się. I nie trzeba potem przekładać do naczynia, w którym będziemy zapiekać.

Starannie wymieszanych składników próbujemy, zanim zaczniemy doprawiać. Pamiętajcie, że w zupie-krem jest już sól i pieprz oraz bulion grzybowy, więc dodając łyżeczkę soli - bądźcie z nią ostrożni.

Doprawiamy więc solą i pieprzem, oraz pozostałymi przyprawami z przepisu. Jeżeli uznacie, że nadal czegoś wam brakuje, można poeksperymentować z ilościami, a także z inną przyprawą. Curry też tu podejdzie. Podbije smak charakterem.

Następnie raz jeszcze mieszamy, sprawdzamy ostatecznie smak i zapiekankę już znajdującą się w naczyniu żaroodpornym posypujemy tą dodatkową szklanką startego, żółtego sera.

Wsadzamy naczynie do piekarnika nagrzanego na 176 stopni Celsjusza i pieczemy około 35-45 minut do momentu aż ser się stopi, a potrawa widziana przez przezroczystą ściankę naczynia puszcza nam bąbelki. Finalnie otrzymamy soczystą zapiekankę, niby łagodną ale jednocześnie przyjemnie ognistą w smaku, naładowaną smacznymi składnikami, która zapełni brzuchy głodnej rodziny aż do przesytu i tylko o deser będą wam wołać.

Dania starczy spokojnie na 8 porcji.

Smacznego!:)