środa, 31 sierpnia 2016

Domowy popcorn karmelowy/Homemade caramel corn

Z czym wam się kojarzy kino? No, przede wszystkim filmy. To byłaby prawdopodobna odpowiedź 90% z was. 100% by tak odpowiedziało 20 lat temu, kiedy nie było jeszcze innych źródeł oglądania nowości z Fabryki Snów, potwornie spóźnionych, czasem o całe lata (macie pojęcie, że "Star Wars - Nowa Nadzieja" zadebiutowały w Polsce 2 lata po premierze w Stanach, czyli w 1979 roku, a plakat informujący o wyświetlaniu "Powrót Jedi" widziałam na własne oczy w jakimś 1986-87 roku w Rymanowie Zdroju jako 9-latka? Również 3 lata w plecy! Ale cóż się dziwić, Polska w tym czasie  ledwie przestała traktować wszystko, co nie jest z bratniego ZSRR jako zło wcielone i nowe filmy dochodziły i do nas. Spóźnione jak czort, ale jednak.) Teraz mamy internety i wszystko, co ze sobą sprowadziły (nie tylko szeroki i łatwy dostęp do porno:P), więc i filmy, które gdzieś już wcześniej miały premierę, można, przy odrobinie wysiłku zobaczyć je wcześniej mało legalnie, a nie po kilku miesiącach w majestacie prawa. Co prawda  ustrojone w polską flagę i nieśmiertelny głos Szyca, Adamczyka, Kożuchowskiej, albo ultrapopularnego Kota (najmniej winnego spośród wymienionych; uwielbiam jego Ryśka Riedla. Za "Skazanego na Bluesa" i "Bogowie" jestem mu w stanie wybaczyć naprawdę wiele). Rzecz ważka szczególnie dla tych, którzy fizycznie cierpią słysząc polski dubbing, i tęskniąc do anglojęzycznych żartów, jakie zarzyna ów już na wstępie, że tak przywołam wspomnianą już we wcześniejszych felkach przysłowiową "twoją starą" z któregoś nowego "Batmana".
Nie ujmujmy jednak niczego polskim kinom obecnie, poza wzmiankowanym dubbingiem. Poza filmami, niektórym kojarzy się z ekscytującym obmacywaniem się w ostatnim rzędzie, innym z ucieczką od sprawdzianu w szkole, gdy przypadkiem wypadło jakieś święto i robi się wielki spęd na jakieś dzieło historyczne. Od parunastu lat kojarzy się również z popcornem. Kinowym żarciem, które niektórzy wciągają jak powietrze w płuca, nie myśląc nawet o tym, że to robią, pełnymi garściami, a potem macają dno pudełka i spoglądają w szoku najpierw na pustą tekturkę, a potem na ekran, gdzie minęła ledwie 1/3 filmu, z wyrzutem, jakby to ten tam, główny bohater zeżarł ci przekąskę. Taaa... popcorn też się kojarzy. Szybciej nawet niż seks w tylnym rzędzie i dwudziestominutowe reklamy, jako piekielnie irytująca gra wstępna.
Kukurydza prażona, o niej to bowiem mowa, choć u nas dopiero stanowi rzeczywistość kinową  (i super przepłaconą) od tych nastu lat, za wielką wodą siedzi w kinach, jako przekąska filmowa od wczesnych lat dwudziestych XX wieku. Ale tak naprawdę, jak większość amerykańskich przysmaków, przybyła z innego rejonu, by cieszyć zmanierowane podniebienia imigrantów na nowej ziemi, mających się za naród wybrany:) Pochodzi z Ameryki Południowej, gdzie jej ziarna znajdowano w trakcie wykopalisk archeologicznych, wśród pozostałości po kulturze inkaskiej i azteckiej. Jedzono ją ponoć na codzień, co w sumie nie dziwi, bo kukurydza to strasznie fajny wynalazek, jakkolwiek się ją przyrządzi.
Koledzy Amerykanie zrobili jednak po swojemu. Najpierw co prawda i oni potraktowali popcorn śniadaniowo, ale potem ktoś wymyślił, by ją pomieszać z molasą i orzeszkami i podać ludziom wgapionym w srebrny ekran. I tak właśnie powstał Cracker Jack - praojciec dzisiejszego junk food. Jak łatwo sobie wyobrazić, następny krok w postaci oddzielenia kukurydzy i zmieszania jej z masłem i solą był tylko kwestią ulubionego amerykańskiego pędu do ułatwiania sobie życia. No i orzechów może nie lubić więcej ludzi. Kukurydzę kocha prawie każdy.
Popcorn przylazł więc do kin i już tam został, przybierając rozmaite odmiany smakowe. Najpopularniejsza, w tym i u nas w kraju, to ta z solą i umaślona. Jednakże dosyć szybko ktoś doszedł do wniosku, że Cracker Jack bez orzechów, ale z samym dodatkiem słodyczy będzie ciekawy - i trafił w dziesiątkę, dodając do popcornu stopiony cukier i osiągając zupełnie nowy poziom przekąski.

Ja bym temu komuś chętnie postawiła pomnik i maiła mu czoło listkami laurowymi do końca życia za umilenie mi mego, jako swemu bóstwu - na równi z tym, kto wymyślił brownie i pierwszy raz zmieszał zgniłe liście herbaciane z gorącą wodą, uzyskując mój ulubiony napój - herbatę. Popcorn karmelowy po raz pierwszy jadłam w towarzystwie swego obecnego męża trzynaście lat temu na nocce filmowej Władcy Pierścieni w Heliosie i pamiętam przede wszystkim swój zaskoczony zachwyt w temacie - jakie to dobre! To... i Viggo Mortensena... rozmarzenie, mode on:D

Powiada się, że ten pierwszy raz zapamiętuje się na zawsze, jako najwspanialszy na świecie. W większości przypadków tak jest, przynajmniej jeśli chodzi o ulubione jedzenie i kultowe filmy lub książki, które zostają z nami do końca życia. Jednak ja to bestia, wredna i marudna, przynajmniej w kwestii wymogów co do tego, co daje mi energię do dalszego, optymistycznego spijania śmietanki z życia (nawet jeśli czasem z lekka ona kwaśnawa). Popcorn z karmelem wciągnęłam hurtowo, garściami, mlaszcząc i mrucząc jak kot nad indyczą wątróbką, ale do dzisiaj pamiętam ile się namarudziłam, że te ziarnka tak mało karmelowe. Że ledwie poświęcono kropelkę lub dwie, nie obtoczono żadnego fragmentu konkretnie. Nagrzebać się trzeba było w kubełku żeby dopaść jedno skarmelizowane zupełnie, a potem stoczyć na niby walkę z drugą połową, w temacie, kto będzie tym szczęśliwcem, który je zje. Nie zawsze wygrywałam, czasem charyzma i piękny uśmiech ustępują sile całusów i sprytowi samczemu... niemniej po tym pierwszym kubełku były kolejne, na kolejnych filmach, których z moim Dudkiem obejrzeliśmy wielką ilość przez te lata. I tak jak jakość kina sf z biegiem lat wcale się nie poprawiała, tak, ku memu smutkowi, cena popcornu karmelowego rosła odwrotnie proporcjonalnie do ilości karmelu w kukurydzy. Za mało tego dobra, raz nawet je przypalili, zmuszając mnie do zwrócenia kubełka i wymiany zawartości... no i w końcu powiedziałam "dość". No bo przecież, skoro za przekąski w kinie płacimy często tyle samo ile za sam bilet do kina, to mam chyba, kurna, prawo za tę cenę żądać właściwej jakości!
Ale kina oszczędzają. Wolą dać mniej karmelu, ledwie maźnąć tu i tam, bo przecież Polak się nie upomni, tylko pokornie zje to, co mu dają. A możnaby otworzyć ryj, wznieść głos w proteście... a potem, widząc, że jest się samemu, machnąć ręką i ruszyć do kuchni. Skoro Multipleksy mają mnie w nosie jeśli chodzi o jakość, oferują bloczek reklamowy długości 1/3 filmu i pseudo-karmelowy popcorn na osłodę, to ja mogę mieć w nosie ich, zrobić sobie w nieprawdopodobnie krótkim czasie prawie kilo popcornu karmelowego lepszej jakości i o wiele tańszego... i tylko problem będzie z przemyceniem go na salę kinową, ale też się da.
Wszystko się da, trza tylko mieć chęć i motywację! Powiem wam, że zostające w kieszeni 30 zeta naprawdę motywuje:)

Nie szukałam długo. Już parę lat temu trochę tych przepisów kursowało po sieci o rozmaitym stopniu trudności. Wzięło się nieco z tego, nieco z tamtego, tu i ówdzie dodało własny twist i tym oto sposobem oferuję wam swój, sprawdzony przepis na domowy popcorn karmelowy, który udaje się zawsze - o ile tylko przestrzega się wskazówek przy gotowaniu karmelu - jest źródłem nieziemskiej satysfakcji, oszczędności, przy każdej wyprawie do kina, jeżeli, rzecz jasna, jesteśmy wielkim fanem tego przysmaku i pozwala zagrać na nosie oszczędnej ekipie przygotowującej przepłacone żarcie. Fuck the system! Do yourself! Make popcorn, not money! Yhmmm... dobra, to ostatnie to nie bardzo, ale pierdolenie systemu, jak najbardziej. Przy udziale kukurydzy, jako eksperyment, te pomysły, które przychodzą do głowy... wow, robię się świńska:)
A zatem, zanim wkroczę na bagniste obszary BDSM przy użyciu gadżetów z produktów spożywczych, zapodaję wam przepis na popcorn karmelowy, łatwy i szybki do zrobienia w domu. Bez termometru cukierniczego i zbędnych dodatków, wyłącznie obserwując proces gotowania cukru.
Ilość otrzymanego karmelu można regulować, rozprowadzić go sobie po kukurydzy, jak się chce. Dać mniej popcornu, więcej karmelu na mniejszą porcję i mieć dokładnie każde ziarnko utytłane w nim. Ja wolę jednak mieć proporcje pół na pół tak, by tę słodycz przegryźć raz po raz czymś wytrawnym.
Każdy jednak dokona tak, jak lubi. To jest właśnie w tym przepisie piękne. Wy decydujecie ile, gdzie i w jakiej proporcji, a nie maszyna i oszczędność obsługi kina za was. I to o to przecież chodzi, nie? By się cieszyć tą przekąską w kinie i nie myśleć, że potwornie się przepłaciło za coś, co nie jest tego warte. Narzekajmy lepiej tylko na filmy, a skoro możemy wpłynąć na to, co pochrupujemy na sali kinowej, niech ten wybór będzie jak najbardziej właściwy. A zatem...

Na miejsca, kamera, akcja!

 Please scroll below for the "red" recipe in english version:)



Składniki (porcja porównywalna wielkością do "średniej" w kinach):

700g świeżo uprażonego popcornu (w surowych ziarnkach będzie to ok. 100-120g)
1 szklanka cukru
1/3 szklanki wody
szczypta soli
1 łyżka masła
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej

Wykonanie:

Popcorn prażymy zgodnie z instrukcją na opakowaniu, gotowy przesypujemy do głębokiej, natłuszczonej miski. Nie solimy.

Cukier, sól, wodę, ekstrakt i masło rozpuszczamy w garnuszku o grubym dnie na małym ogniu, mieszając.

Następnie odrzucamy łyżkę precz i zostawiamy masę w spokoju - będzie się gotować sama. Pod żadnym pozorem nie próbujcie jej tykać łyżką, póki nie będzie gotowa, bo karmel się gotów zcukrzyć lub przypalić! Nie mieszamy! Nie poganiamy! Nie sprawdzamy panicznie, czy nic nie przywiera, bo nie będzie przywierać! Jedyne, co wolno nam zrobić to zmieniać ustawienie garnka na gazie tak, aby masa równo się gotowała, czyli bąbelki obejmowały całą powierzchnię mieszaniny, a i to ostrożnymi ruchami.

Etapy gotowania karmelu:
1. rozpuszczone składniki zaczynają się podgrzewać
2. pojawiają się pierwsze, drobniutkie, białe bąbelki tu i ówdzie, które ostatecznie w większej ilości grupują się w miejscach mocniej ogrzewanych. Ponieważ jednak chcemy by karmel zrobił się nam w całym garnku ze wszystkiego, a mieszać nie wolno, kręcimy garnkiem tak, by cały spód ostatecznie się równo nagrzewał i cała powierzchnia cieczy nam buzowała
3. bąbelki, drobne i białe do tej pory, robią się coraz większe
4. po czasie zależnym od tego, czy gotujemy karmel na małym czy na średnim ogniu (brońcie was bogowie przed dużym, bo się cukier spali, zamiast skarmelizować), tak na oko po upływie 10 minut do kwadransa, biała barwa bąbelków zacznie miejscowo robić się żółtawa. Od tego momentu nie spuszczamy z karmelu oka, ponieważ teraz to już kwestia minut, gdy jasny żółty pojawi się na niemal całej powierzchni, a potem nagle bąbelkująca masa otrzyma złotą barwę karmelu. W tym czasie zacznie również charakterystycznie pachnieć, więc należy czekać w pogotowiu z wyłączaniem gazu.

Gdy otrzymamy już bąbelkujące, pachnące karmelowo złoto w garnku, ściągamy karmel z ognia, natychmiast dosypujemy sodę oczyszczoną i szybko mieszamy do dna, uważając jak cholera bo pryska. Zaraza jest strasznie gorąca i kontakt wrzącego karmelu ze skórą z miejsca skutkuje bąblem.

Następnie pędem zalewamy karmelem popcorn w misce, łyżką rozprowadzając kukurydzę pod nim, by karmel jednolicie pokrył popcorn, aż do dna. Nie ma chwili do stracenia, ponieważ karmel zastyga tak szybko, że końcówka, którą zechcecie wydłubać z garnka, już będzie twarda.

Popcorn z karmelem wyrzucamy szybko na blachę wysłaną papierem do pieczenia, rozkładamy równomiernie, korzystając z tego, że na kukurydzy jeszcze jest ciepły i plastyczny i pozwalamy mu stygnąć.

Po jakichś 5-10 minutach, gdy jest już tylko ciepły, rozdzielamy zawartość blachy na pojedyncze ziarnka i popcorn karmelowy przesypujemy do miski, w której będziemy go serwować.

Najlepiej zjadać go od razu tego samego dnia, ale jeżeli nie damy rady, należy zakryć miskę folią (na przykład reklamówką) by nie było dostępu wilgoci z powietrza i tym sposobem popcorn będzie następnego dnia tak samo świeży jak tuż po zrobieniu.

Miłego seansu!

----------------------------------------------------------

Ingredients (equal to "medium" bucket of popcorn in the cinema):

700g of freshly made popcorn (100-120g of raw seeds)
1 cup of sugar
1/3 cup of water
a pinch of salt
1 tblspn of butter
1 tspn of vanilla extract
1/2 tsnp of baking soda


The making of:

Make a popcorn acc. to the instruction. Put it, freshly made into the deep, buttered bowl. Do not salt it.

Melt the sugar, water, salt, butter and vanilla extract in a small pot on a small fire, stirring until it is all mixed up.

Put the spoon down and do not touch it until the caramel is almost done. Do not rush the cooking, do not touch the mixed, cooking ingredients in a pot with it, and do not stir, for it all burns before caramelizing even begins! Just watch, how its making itself, without your help. All you are allowed to do is to shake delicately the pot once or twice in a while, so the caramel cooked evenly in the whole pot.

The stages of caramel cooking:
1. all the melted ingredients start to heat up
2. first, tiny, white bubbles appear here and there, grouping in a larger number where there is a hotter spot in a pot. We want it to appear on all the surface, but we cannot stir, so shake the pot a little bit, change its position on the stove, so all the pot bottom was heated up the same.
3. the tiny bubbles become bigger and buzz heavily
4. after approx. 10-15 minutes, depending on a fire you cook the caramel on, small or medium (do not cook it on a big fire, for you ruin the caramel before it event starts to cook!), the white bubbles start to become yellowish here and there. It is now only a minutes before the yellowish becomes really yellow on a whole surface, so watch it closely, until the caramel becomes golden and produces caramel fragrance.

When the moment comes, remove the pot from a fire, instantly add baking soda and stir it deeply, being very careful. It is hot as hell!

Pour the caramel quickly into the bowl of freshly made popcorn, spreading it as evenly as you wish on a whole surface of corn. You must do it really fast, for the caramel congeals really quickly, and the leftovers from the bottom of the pot may already by hard, as you are almost done with spreading the caramel on the popcorn.

Remove the caramel popcorn from a bowl to a baking tin with a sheet of baking paper on, and spread it on the surface evenly, so it cooled a bit.

After 5-10 more minutes when the treat is just warm, divide the seeds of caramel popcorn apart and pour it all into the bucket, from which you will serve it (or eat).

Caramel corn is best served the same day it was made, but if you wish to eat the part of it the next day, just cover the bucket with a sheet of foil (not to allow moisture from air have an influence on a dish), and the corn will stay as fresh as the day it was made.

Have a great show!