czwartek, 15 września 2016

Smażone batoniki Mars / Fried Mars bars

Bez wątpienia ten tytuł to nie podpucha. Ani też nie proponuję wam normalnym trybem robionych ciastek  "od stadium mąki i proszku do pieczenia", które tylko wyglądają jak batonik, a nim nie są. Nawet tak nie smakują (nie, ci z was, którzy zechcą mi wmawiać, że ciasto "Twix", "Snickers" i "Rafaello" chociaż zbliżają się smakiem do batonów, niech nawet nie próbują. Wybryki te bowiem są polskiej produkcji i z polskiej konweniencji ciasta robione, a niestety biszkopcik używany choćby w Twixie, to shortbread i żadne biszkoptowe cuda "made in Poland" albo inne zmiażdżone Petit Beurre nie osiągną jego maślanego smaku i mięsistej chrupkości nie do porównania z niczym polskim. I nie kuście mnie nawet gotowanym mlekiem kondensowanym, udającym karmel. Sam zaś kokos albo orzechy oryginału nie czynią.), nawet nie wyglądają, lądując w grupie typowych, weselnych przekładańców. Bleh, nie. Tknęłam się za nie raz i podziękowałam już na zawsze po pierwszej porcji każdego z wymienionych. Podróbek nie znoszę i tępić będę po kres mych dni, ament.
Wyraziwszy swą irytację i zapewnienie, że nie zamierzam was wpuszczać w maliny, od razu potwierdzę: mój smażony batonik Mars to najprawdziwszy batonik Mars zamknięty w cieście, usmażony na deep fry'u i tak niepospolicie smaczny w swej prostocie, że aż łeb odpada, jak to wogóle mogło mi nie przyjść do tej pory do głowy, by tak go zrobić! Ale, jak to powiadają - genialne pomysły są niemal zawsze dziełem przypadku. A także przypadkowo się je spotyka.

Smażony Mars to nie mój własny pomysł. Źródeł jego pochodzenia należy szukać w jednym z barów rybnych w Szkocji, gdzie z lubością pitraszą fish'n'chips i gdzie w latach 90tych pewien dziennikarz natknął się przypadkiem w barze Haven na właściciela onego, smażącego batoniki Mars dla dzieciaków. Była to tak zadziwiająca rzecz, jaką można usmażyć na głębokim oleju, że dziennikarz ten puścił informację w artykule w obieg i się zaczęło. Smażony Mars rozpełzł się dosłownie po całym świecie i od 2002 roku można go dostać w niemal każdej szkockiej smażalni i wszędzie tam na świecie, gdzie robią cokolwiek w cieście, a słyszeli o tym przysmaku. Miałam nawet ostatnio z moim ślubnym dyskusję o tym, czy to prawda z tą Szkocją, bo on słyszał, że w latach 80tych w Norwegii ten pomysł się zrodził, ale w sumie... mieliśmy jeden batonik do podziału (drugi zeżarł w trzy sekundy Młody i łakomo patrzył na nasz), więc zrobiłam się na tę złą i podczas gdy mąż mi zacięcie udowadniał, że to Makłowicz, a nie internety mają rację, pochłonęłam podmiot dyskusji i pokazałam mu w uśmiech czarne od czekoladowej rozpusty zęby, tymczasowo zamykając ten rozdział dyskusyjny, gdy zamilkł z oburzeniem. Zaczynając po chwili jednak nowy o temacie przewodnim "Gosia, jak mogłaś!". Zacytuję w tym przypadku Joey'a z przyjaciół: "I am not even sorry!". No ale w zadośćuczynieniu kupiliśmy jeszcze jeden batonik smażony i wszyscy byli szczęśliwi.
W tym momencie parę słów pełnych miłości chciałabym poświęcić food-truckowi z Lublina, handlującemu tym żarciem na dniach WSK w Rzeszowie. Nie pamiętam jak się zwaliście, ale dzięki wam doznałam oświecenia poznając ten smak, a moje dziecię kolejną, ulubioną słodkość. Resztę, w tym i sposób robienia w domu tego przysmaku, obskoczyłam już sama metodą prób i błędów.

Było więc, czym jest ta słodycz, a także czym nie jest. Było skąd przylazła... ale zdecydowanie nie było informacji o cieście, w jakim się ją smaży. Jeżeli kiedykolwiek próbowaliście prawdziwej panierki do fish'n'chips, nie naleśnikowej, a takiej na piwie i nie wyłącznie na mące pszennej, jesteście w stanie wyobrazić sobie jednocześnie jej kruchość i gumiastość. Trochę tak jakbym jadła tempurę, ale bardziej mięsistą, chociaż równie cienką. Przy tym widać spod niej batonika, więc jest półprzejrzysta. Taki efekt zapewnia tylko jeden produkt - skrobia kukurydziana (zamiennie z mąką kukurydzianą, którą można w tym przypadku użyć spokojnie, jako, że ma tylko zagęścić panierkę i uczynić ją lekką, a nie budować ciasto.) Towar naturalnie bezglutenowy i sądzę, że gdyby zupełnie pominął mąkę pszenną i spróbował panierkę zrobić na samej skrobi - batonika mogliby jeść i bezglutenowcy. Popróbuję przy okazji i tego sposobu.
Jest jeszcze, wedle internetów, drugi rodzaj ciasta, ale zdecydowanie zawiera więcej składników i sądząc z opisów i zdjęć - mamy tam regularnego pączka na patyku, gdzie Mars tonie w środku ciasta, a nie jest głównym jego bohaterem. Nijak się to ma zresztą do prostej panierki z kraju pochodzenia frytek i ryby w cieście, więc ten przepis, na podstawie którego udało mi się stworzyć smażone Marsy, uznaję za jedynie słuszny i zapewne często będę go wykorzystywać, by zobaczyć uśmiech na ustach dziecka. I dorosłego. Bo ten uśmiech, proszę ja was, pojawi się w rozmaitym natężeniu, ale jednak. Od skrzywienia ust ("boże jakie to słodkie!" to, do cholery nie jedz i oddawaj resztę!:D), do odczucia bliskiego orgazmowi w towarzystwie gwałtownej chęci na papierosa "po". Jeden aktor, Szkot zresztą i mój osobisty ulubieniec, spróbował w którymś, amerykańskim chyba programie z udziałem publiczności takiego batonika i efekty... cóż, zobaczycie na końcu tej felki, bo jego mina jest tak bezcenna, że musi tu trafić.

Najpierw jednak pozwolę sobie zapodać wam zdjęcia i przepis, wraz ze wskazówkami, bo już widzę ten ślinotok, na samą myśl o smażonym w cieście batoniku Mars. Albo Snickers! Do diabła, Milkyway również się nada, a tym, co zdecydowanie odmówią batona, bo za tuczący, mogę swobodnie polecić banany i jabłka antonówki smażone w tej panierce. Niebo w gębie! Próbowałam, bo wyszło jej sporo, a szkoda było zmarnować takie dobro.

To co, batony zakupione? Mąka kukurydziana w pogotowiu? Gabh air!("Do ataku!" - gaelic)
Źródło przepisu: ta strona. Mocno zmodyfikowany.

Please scroll below for the "red" recipe in english version:)






Składniki:

4 (lub więcej) batony Mars (Snickers, MilkyWay, etc.)
1 szklanka mąki
1/2 szklanki skrobi kukurydzianej
1 szczypta sody oczyszczonej
1 szklanka mleka
olej do głębokiego smażenia 

Wykonanie:

Batoniki Mars wkładamy w papierku do lodówki na czas przygotowywania ciasta. Muszą być dobrze chłodne i nie otwarte.

W misce mieszamy mąki i sodę oczyszczoną.

Dolewamy mleka i miksujemy wszystko razem aż do otrzymania konsystencji gęstej śmietany. U mnie wystarczyła szklanka, ale jeżeli po niej ciasto nadal będzie za gęste, dolewajcie po 1/3 aż do uzyskania właściwej konsystencji. Jeżeli zrobi się za rzadkie - należy dosypywać skrobi, by uratować sytuację. Rzadkie ciasto nie oblepi nam właściwie batonika i wszystko pójdzie na marne, bo czekolada się stopi zanim ciasto ją skutecznie zamknie podczas smażenia.

W niedużym garnuszku (takim, by wrzucony batonik był przykryty i mógł swobodnie popływać, nie spoczywając na dnie), nagrzewamy olej do głębokiego smażenia do stopnia, w którym okruch chleba wrzucony na gorący olej, wyzłoci się w około 7 sekund (tak, liczyłam:)).

Wyciągamy batonika z lodówki, ściągamy z niego papier i wrzucamy go do ciasta, obtaczając bardzo, bardzo dokładnie. Ciasto musi wejść w każde zagłębienie i pokryć całą powierzchnię czekolady.

Przy pomocy łyżki delikatnie, jednym ruchem wsuwamy batona w olej i trzymamy w nim chwilkę aż się wyzłoci. Smażymy dla bezpieczeństwa po jednej sztuce naraz.

Wyciągamy z oleju przy pomocy łopatki, pozwalamy odciec moment na papierowym ręczniku kuchennym a potem, gdy będzie już możliwy do dotknięcia, albo wtykamy w niego patyk (bardzo dobrze posłuży tu jedna z pałeczek do chińskiego żarcia), albo wykładamy na talerz, posypujemy cukrem pudrem, albo polewamy czekoladą.  Serwujemy jeszcze ciepłe i jakkolwiek jest on tak pyszny, że od razu chce się więcej - zalecam ostrożność w jedzeniu. Przysmak jest naprawdę straszliwie kaloryczny, chociaż bez wątpienia jest to jedno z najlepszych, szybkich dań jakie jadłam w ostatnim dziesięcioleciu.

Smacznego!

PS. Gerard Butler potwierdza!  Oh... My... God!:D




------------------------------------------ 




 Ingredients:

4 (or more) Mars bars (or Snickers, MilkyWay, etc.)
1 cup of all purpose flour
1/2 cup of conrstarch
a pinch of baking soda
1 cup of milk
oil for deep frying


The making of:

Chill the chocolate bar by keeping it in the fridge. They have to be cooled.

Mix the flours and baking soda together in a bowl.

Add milk and mix until you get a batter with the consistency of thick cream. 1 cup for me was just enough, but if the batter is still too hard, add some more milk, 1/3 a cup at a time. If the batter is too thin - add some more cornstarch. It cannot be too thin, for the batter has to stick to the whole surface of the bar, and cover each and everyone of the cracks. And do not drop too quickly, or the chocolate melts before the batter fries and preserves it.

In a small, high pot (enough for the bar to be covered completely in oil, and still swim freely) heat the oil till the moment a crumb of bread fries to a light gold colour within 7 seconds after throwing in (yeah, I counted:)).

Remove the bar from a fridge, remove the paper, and throw Mars into the batter, covering with it completely.

Using a spoon, gently slide a bar into the hot oil, let it fry in there for a few moments until it becomes light golden. For safety reasons, fry 1 bar at a time.

Remove from the oil and let it cool a bit and drain the exceeds of oil on a paper towel. When it is possible to touch, but still warm, put a stick in one of ends of the bar (chopsticks for asian food are perfect for this action), or put it on a plate, sprinkle it with caster sugar or splash some chocolate syrup. Serve warm and however it is most delicious - be careful with eating more then one at a time. This treat is really, really calorific, though it is, without any doubt, one of the best junk, quick food I have had during last decade. 

Cheers!

PS: Gerard Butler approves! Oh.. My... God!:D