czwartek, 31 grudnia 2015

Sos Butterscotch

Wchodzimy po Świętach powoli na pełne obroty. Co prawda Sylwester za pasem, czyli jutro znowu coś będę robić, a potem nic nie robić aż do późnego popołudnia 1 stycznia, ale myślę przyszłościowo. Nowe przepisy czekają już w kolejce na wypróbowanie, obiecany kolejny sernik, obiecane fantastyczne mięsne ciasto z nadzieniem, że klękajcie narody, cała seria wypieków skandynawskiego pochodzenia, które krążą dookoła jak upierdliwe komary wokół plamy krwi, wreszcie Tort Rabski, na który się czaję od dwóch lat, ale ciągle nie mam albo czasu, albo składników, by się za niego zabrać. O chińskich pierożkach gotowanych na parze nawet nie wspomnę, bo leżą i kwiczą, patrząc na mnie z Pinteresta okiem pełnym wyrzutu.
Tak więc, jak widać, Nowy Rok kroi się bardzo różnorodny kulturowo, z mnóstwem nietypowych dań i wielu potraw inspirowanych rozmaitymi mediami.
Zapowiedź pierwszej z nich już dzisiaj.

Butterscotch. A cóż to jest? Ano, proszę państwa, to cudeńko pochodzi z Wysp Brytyjskich i najkrócej mówiąc jest rodzajem cukierka z rodziny toffee. Zależnie od tego jak się tę słodycz przygotuje, butterscotch może być albo całkiem twardym karmelkiem, albo nieco miększym rodzajem toffee, miękką, brytyjską krówką, lub sosem.
Głównymi składnikami tego złotego cukierasa od zawsze są masło (jak widać w pierwszym członie nazwy), brązowy cukier oraz różne odmiany syropu cukrowego. Do tego dodaje się także inne rzeczy typu ekstrakt z wanilii lub sól, ale podstawowe składniki muszą pozostać bez zmian. Szkockiej nie ma w przepisie (tak, tak, słyszę to rozżalone jęki), wbrew temu, jak się przysmak nazywa. Nazwa pochodzi nie od Szkockiej, a prawdopodobnie od słowa "scorch" - czyli gotować w wysokiej temperaturze, bowiem dokładnie to i tylko to się robi z mieszaniną cukru, masła i syropu cukrowego, by przygotować butterscotch.
Czym się różni sos od butterscotcha? Tylko tym, że do ugotowanego dodaje się śmietanę, bo inaczej w krótkim czasie zrobi nam się twarde toffi. A nie o to w tym chodzi.

Prawdziwą, twardą, możliwą do krojenia odmianę butterscotch na pewno będę jeszcze robić, tym razem jednak pokusiłam się o szybki dodatek do dwóch potraw (i setek innych deserów, jeśli tylko podejdzie wam smak), które mam w planie w najbliższej przyszłości. Dokonać kuchni fusion w postaci polskiego sernika i szkockiego butterscotcha z dodatkiem soli morskiej, oraz Piwa Kremowego znanego ze świata Harry Pottera. W obu przepisach sos butterscotch jest jednym z dodatków, więc logicznym się wydawało, iż muszę najpierw zrobić sos, by móc zabrać się za resztę. Obrany z rozumu zaś tylko kupiłby za ciężkie pieniądze coś, czego smaku nie zna, a może zrobić w 20 minut własny półprodukt za jedną trzecią kasy, o jaką krzyczą sklepy.

Bowiem jest to proste. Nawet bardzo. Prostsze niż zrobienie golden syrup'u albo fudge'a. Krócej się czeka, bezpiecznie merda łyżką by się nie przypaliło, a potem tylko próbuje, dosmacza i przekłada do butelki, by przez następne dwa tygodnie cieszyć się pysznym, karmelowo-toffee-podobnym sosem do czego tylko dusza zapragnie.
A co tam, do kawy i schabowego też pewnie podejdzie, jeśli macie takie pragnienie. Skoro można piec mięso w Coca-Coli, to czemu nie w butterscotchu!

Oto więc zrobiony w dwadzieścia radosnych minut, domowy, "very-own"(jak to ładnie powiadają anglojęzyczni) karmelowy, złoty i cudownie gęsty sos butterscotch. Ode mnie, dla was, by radośnie się tyło. Przepis wzięty stąd, z poczynionymi modyfikacjami.





Składniki:

1/2 szklanki masła
2/3 szklanki białego cukru
2/3 szklanki brązowego cukru
3/4 szklanki golden syrup'u
2 łyżki wody
1/4 łyżeczki soli
3-4 spore łyżki śmietany (idealnie by było, gdyby to była kremówka 30%, ale na 18% też wyjdzie)
2-4 łyżeczek ekstraktu z wanilii



Wykonanie:

Wkładamy masło do średniej wielkości garnczka z grubym dnem i roztapiamy je na małym ogniu, pilnując by nie zaczęło się przypalać lub brązowieć. Dobrze jest w tym celu ostatnie jego kawałeczki roztopić w już roztopionym maśle poruszając żywo garnkiem zdjętym z ognia.

Do roztopionego masła dosypujemy cukier biały i brązowy, wlewamy golden syrup, mieszamy wszystko razem i ponownie stawiamy na, tym razem, średni ogień. Dorzucamy dodatkowo wodę i sól, i zaczynamy podgrzewać, mieszając mieszaninę cały czas, aż doprowadzimy ją do wrzenia.

Przez kolejne 5 minut gotujemy ciecz, nieustannie mieszając, skrobiąc łyżką po kątach garnka, bokach i spodzie, by nic się nie przypaliło, pozwalając jej wrzeć do woli.

Po upływie tego czasu ściągamy garnczek z ognia i wlewamy do cieczy ekstrakt z wanilii. Ostrożnie, bo może pryskać. Ilość ekstraktu jest zależna od was. Alkohol i tak wyparuje, ponieważ butterscotch w tym momencie jest bardzo gorący i procenty się "nie przedrą", więc pozostanie tylko ustalenie, czy chcemy wyraźniejszą woń wanilii w sosie, czy nie. U mnie podeszły cztery łyżeczki, ale dodajcie jak wam lepiej posmakuje.

Starannie mieszamy, by butterscotch i ekstrakt z wanilii się połączyły.

Potem dodajemy śmietanę. Co najmniej 3 łyżki na pewno należy dodać, co zauważycie próbując butterscotch bez śmietany. W ustach momentalnie zamienia się w twarde toffee, a toffi nie chcemy, chcemy sos. A zatem najpierw 1 łyżka i mieszamy od razu, by całość weszła w sos. Potem i 2 - mieszamy i sprawdzamy, jak nam się prezentuje w ustach. Jeśli nadal twardnieje na amen, dajemy 3. Ja w rozpędzie dałam i 4, aby na pewno uzyskać kremową konsystencję, ale tak myślę, że po 3 łyżce już będziemy mieć sos.

Gotowy sos mieszamy raz jeszcze, upewniając się, że nie zaplątała się tam żadna, nie roztarta grudka śmietany, po czym, jeżeli chcemy go w całości zachować na później, przelewamy przy pomocy lejka do wymytej, wrzątkiem przelanej szklanej butelki z zamknięciem.
Co zrobić, gdy nagle się okazuje, że nie ma lejka w domu i nigdy nie było? A jest papier do pieczenia? Jest? Więc ratujemy się tym. Robimy z podwójnie złożonego kawałka papieru do pieczenia tutkę z szerszym końcem, wąski wpychamy do szyjki butelki, upewniamy się, że jest przepływ i lu!
Znaczy, to "lu", to ostrożnie. Sos jest nadal gorący. Przelejcie z entuzjazmem, ale w miarę wolno.

Po przelaniu butelkę zakręcamy i studzimy. Potem pakujemy do lodówki, gdzie może siedzieć jakieś dwa tygodnie.

Jeśli życzymy sobie go użyć od razu, umieszczamy potrzebną nam ilość na tym, czym będziemy zdobić butterscotch, a resztę pakujemy do butelki.
Sos stosujemy jako dodatek do deserów. Jest gęsty, prawdopodobnie ładnie będzie zastygał. Może nie na kamień, ale delikatne ciasta lubiące polewę przypuszczalnie wdzięcznie go udźwigną. Na serniku nowojorskim sprawdzi się na pewno, również i na rozmaitych odmianach brownie. To, że do lodów i kawy też będzie świetnie pasował, to na pewno każdy już odgadnie.

Z podanych składników uzyskamy prawie 3 szklanki sosu.
Jeżeli sos po wystygnięciu lub pobycie w lodówce stwardnieje w butelce, nie ma co panikować. Wkładamy butelkę do garnczka z bardzo ciepłą wodą (tyle, żeby butelka wytrzymała i nie pękła, więc nie wrzątek) i co jakiś czas potrząsamy nim, wyjmując z kąpieli, by zluzować sos. To powinno przerzedzić nam butterscotch do właściwej płynności.

A więc smacznego wszystkim:)