poniedziałek, 6 czerwca 2016

Migdałowo - wiśniowe cupcakes / Cherry - almond cupcakes

Z pewnym rozbawieniem zaczynam pisać niniejszą felkę, ponieważ ostatnimi czasy nieustannie trafiam z potrawami, jakie wam na Bantofelkach opisuję, w jakąś okoliczność z nimi związaną. Zaczęło się właśnie od tych cupcakesów, które zrobiłam przypadkiem w przeddzień Święta Muffina, przypadającego na 20 Luty. Potem okazało się, że zaplanowane Donuty Lokiego zrobiłam idealnie w okolicach Święta Donutów, a Światowy Dzień Czekolady przypada na 7 czerwca, akurat jutro, czyli wtedy, kiedy zamierzałam wam machnąć przepis na Ambasadora. Z czekoladą, a jakże.
Chociaż, moment... akurat tu nie podeszło. Święto Czekolady mamy 7 lipca, ale w sumie miesiąc w tę, czy w tę... będziem obżerać się czekoladą całą miesięcznicę, bo kto nam zabroni? Mogą urządzać zupełnie niestrawne, wrzodotwórcze marsze smoleńskie, każdy kolejny miesiąc znacząc w kalendarzu żarciami się z opozycją, ku czci tych, których powinni tylko pamiętać, a nie robić z nich broni politycznej, nakręcając spiralę nienawiści w narodzie, to chyba o wiele przyjemniej jest odliczać, że 7 czerwca mamy 5592 miesięcznicę dnia, w którym czekolada pojawiła się w Europie.
Polityką jednak się nie zajmujemy bo, jak powiada mój niedościgły wzór felietonisty, pan Jerzy Iwaszkiewicz, można dostać potrójnego kleszcza (jeden ekstra za Smoleńsk wychodzący już uszami...) z boreliozą w bonusie. Zajmujemy się za to bohaterem obecnej felki, to jest cupcakesami/muffinkami/babeczkami, na których święto przepotwornie się z felką spóźniłam.

Nic jednak się nie dzieje, co się odwlecze, to nie uciecze i teraz, ku waszej uciesze, felkę ową zaczynam.
A zacząć należałoby od wyjaśnienia bardzo mylącej rzeczy, jaką jest sama nazwa. Wbrew pozorom polska babeczka czy amerykański cupcake oraz muffin, to nie to samo. Pewnie, wyglądają podobnie, ale z jakiejś przyczyny nie wrzuca się ich wszystkich do jednego worka. Przynajmniej tam, za granicą. Dlatego, że u nas babeczka określa tylko jeden rodzaj ciastka, pieczonego w miniaturce foremki na babkę (na to, że jedno od drugiego rodzajem może się bardzo różnić, akurat nie zwraca się uwagi, bo tylko kształt ważny, ha! - owszem, to jest bardzo ironicznie "ha!"), natomiast zagraniczni koledzy oddzielają od siebie muffins i cupcakes w zależności od tego, co się na nie składa, na dwa, różne typy ciastek (prawidłowo, mając w nosie ich formę i patrząc na smak):

Cupcake - jak sama nazwa wskazuje, nawiązują do ciastek. Malutkich, mieszczących się w dłoni. A ciastka są przecież słodkie, pysznie niezdrowe, z lukrem, bez lukru, z toną dodatków w środku, dżemnych, czekoladowych i tak dalej,  ale zawsze mówiąc o cupcake'u, myśleć się powinno o deserze. Teksturę ma soczystą, wilgotną, taką jak mieć powinno dobre ciasto.

Muffin - różni się od cupcake tym, że nie musi być słodki. Wręcz przeciwnie, bardzo często jest wytrawny albo słony, wręcz obiadowy albo śniadaniowy, ze zdrowymi dodatkami. Frostingu, czyli tej góry fryzowanej bitej śmietany na górze, tak charakterystycznej dla cupcakes, nie zobaczysz na muffince. Znajdziesz w niej za to warzywa, często mięsko, jajka, rozmaite płatki i otręby... a jeśli już jest on jednak słodki, to od owoców i miodu, a nie cukru i czekolady. Teksturę ma bardziej suchą, zbitą. Taki zastępca śniadaniowego pieczywa.

Babeczka to... babeczka. Każdy Polak rozpozna polską babeczkę po kruchym cieście, wypiekanym na przykład jak do tarty i wypełnieniu jej potem różnym dobrem, od owoców, po toffi i bitą śmietanę. Od muffinów i cupcake'ów tak bardzo się różni, że zrozumieć nie mogę skąd ten upór do nazywania anglosaskich ciastek babeczkami. Chyba tylko z lenistwa, przekory i chęci pokazania, że jesteśmy ponad amerykańskie wydziwianse, po raz kolejny za to obrazując zachowaniem jakimi jesteśmy ignorantami kulinarnymi:)
Ale teraz, skoro już macie czarno na białym podstawową różnicę, myślę, że łatwiej będzie nazywać rzeczy po imieniu.

Cupcakesy, jakie wam dziś zaproponuję, poza tym, że zdecydowanie są deserem, są też, jak na mego bloga, zjawiskiem. A to dlatego, że pierwszy raz w ich przypadku, robiłam zdobienie z kremu maślanego, a także po raz pierwszy w swej karierze użyłam ciekawego substytutu składnika tworzącego ciasto. Zastępstwa tzw. cake mixu, czyli szeroko stosowanego przez leniwce, ciasta w proszku.

Pisałam w przypadku innej felki, jaką niechęcią darzę wszelkie proszki i ciasta instant, ponieważ równie dobrze moglibyście pójść do cukierni i coś kupić. Nie smakują, po prostu, domowym ciastem, chociaż sami dodajecie wodę i pieczecie we własnym piekarniku. Moja osobista opinia w kwestii ciast jest taka, że aby naprawdę nazwać ciasto własnym produktem, trzeba zrobić je od początku do końca samemu. Nie używając półproduktów, nawet jeżeli oszczędzą ci czasu. Włożenie w ciasto pracy i serca jest wyczuwalne w gotowym tworze, zapewniam i znika ta niepewność, gdy częstowany nim komplementuje wypiek, bo to przecież nie wiadomo, czy ciebie, czy tego, co zrobił proszek, czy cukiernię? Do rzyci z taką zabawą, wolę już spędzić 3 godziny w kuchni, niż potem zachodzić w głowę, kto odwalił tu największą robotę i czy nie dodał aby salmonelli do proszku.

Czym więc zastąpić cake mix w przepisie, który do ciebie woła siedmioma głosami, ale odrzuca cię fakt użycia tego proszku? Otóż substytutem. Ten proszek z czegoś zrobiono, musi choć w przybliżeniu składać się z mąki, cukru i proszku do pieczenia, tudzież drożdży instant, skoro więc nie chcemy (albo nie mamy skąd wziąć) cake mixu, musimy go sobie sami zrobić. Własnołapnie. A to uszlachetni ciasto, bo własnołapny cake mix równa się naturalnemu wsypywaniu składników do ciasta do miski i wyrobu w sposób, w jaki chcemy.

Poszukując sposobu wykonania dobrego substytutu na "proszek", przegrzebałam sporo różnych stron, porównując podane tam sposoby z własną wiedzą. Efekt od paru tygodni znaleźć możecie w felce: "Tajemnicze składniki z nie-polskich przepisów i gdzie je dopaść w kraju", w poddziale: Substytuty, pod nazwą Cake mix. Z ogromną przyjemnością mogę wam potwierdzić, że przepis, używający tego zastępstwa skutkuje bardzo smacznym ciastem, w którym za nic nie czuć sztuczności. Sprawdza się. A jak coś się sprawdza to zupełnie nie ma potrzeby sięgać po droższe pudełkowe gotowości.
Tego substytutu użyłam również w przepisie na arcysmaczne, cudowne, migdałowo-wiśniowe cupcakes, które z ogromną przyjemnością zaraz wam zaprezentuję.

Nie ma w tym cieście niczego trudnego, jeśli chodzi o jego zrobienie. Zmieszać składniki, wylać do foremek, piec... no, może ze zdobieniem, bo trzeba mieć wprawę i odpowiedni sprzęt. Ale jeśli akurat bardzo kochacie swego męża/żonę, chłopaka/dziewczynę, przyjaciela lub przyjaciółkę, nie ma lepszego sposobu by bez okazji podsunąć własnoręcznie upieczonego cupcakesa, takiego jak ten z wyrazami przywiązania i ciepła. Niech zje. Niech wie, że sporo dla nas znaczy.
Jednak jeśli jest uczulony na orzechy, to, ze względu na migdały w cieście, poleciłabym inne cupcakes, by wyrazy miłości i prezent nie okazały się ostatnim pożegnaniem:)

Pachną i smakują migdałami i wiśniami. Wisienki mają w składzie, wisienkę mają na czubku smakowitej górki kremu maślanego. Są śliczne i smaczne, mięciutkie, gryźliwe, ale jednocześnie wspaniale, cupcake'cowo wilgotne. Zdecydowanie godne polecenia i zablogowania, co też niniejszym czynię.

Co prawda sezonu na wiśnie jeszcze nie ma, ale nadszedł sezon na truskawki. Jeżeli tylko macie ochotę, zachęcam do zastąpienia jednych owoców drugimi. To, że świeże, nie będzie mieć aż takiego znaczenia, bo ciasto ładnie je przyjmie i się nie rozlezie, o ile tylko nie przesadzicie z ilością. Niechętnych migdałom pragnę również pocieszyć, że ciasto sporo wybaczy. Nawet zmianę aromatu. Nie chcecie migdałowego? Ależ użyjcie na zdrowie aromatu pomarańczowego i kandyzowanej skórki pomarańczowej! Lub też ekstraktu z wanilii, zostawiając cupcake'a au naturel, za to pilnując by krem maślany na górze był wyładowany aromatem po brzegi.
Tyle możliwości! Taka prostota wykonania! Teraz tylko wykazać musicie chęć, by udać się do kuchni i zacząć je robić, pamiętając, by folgować inwencji tam gdzie trzeba, a tam gdzie musicie, trzymać się przepisu. Obiecuję, że wszystko wtedy wyjdzie jak należy:)

Please scroll below for the "red" recipe in english version:)


Składniki (na 20-25 cupcakes):

Ciasto:
1 porcja substytutu cake-mix (znajdziecie go w tej felce, pod Substytutami i nazwą Cake mix)
3 jajka
1/3 szklanki oliwy
3/4 szklanki mleka
1/2 szklanki kwaśnej śmietany 18%
2 łyżeczki olejku migdałowego (ok. pół buteleczki)
1 szklanka posiekanych drobno wisienek koktajlowych
trochę stopionego masła do smarowania foremek
pokruszone Tic-Taki (najlepiej wiśniowe) jako posypka
20-25 wisienek koktajlowych z ogonkiem do dekoracji

Wiśniowy krem maślany:
1 szklanka miękkiego masła
3-4 szklanki cukru pudru
sok wyciśnięty ze świeżych lub mrożonych wiśni dla koloru (ew. czerwony barwnik spożywczy)


Wykonanie:

 Nagrzewamy piekarnik do 176 stopni Celcjusza.

Do miski od miksera wsypujemy składniki substytutu cake mix i mieszamy wszystkie razem starannie.

Do proszku dorzucamy jajka, oliwę, mleko, kwaśną śmietanę, oraz olejek migdałowy i miksujemy aż wszystko razem utworzy gładką masę.

Do masy dorzucamy posiekane wisienki koktajlowe i mieszamy starannie drewnianą łyżką.

Blachę wyścielamy płachtą papieru do pieczenia. Silikonowe foremki na cupcakes smarujemy stopionym masłem i napełniamy każdą z nich do 3/4 wysokości ciastem. Ustawiamy je na blasze i wstawiamy do piekarnika na 20-30 minut. Po pierwszych 20 minutach sprawdzamy sytuację cupcake's. Jeżeli z wierzchu nadal są za mokre, pieczemy tak długo aż ładnie wyrosną i "wyschną", pilnując by nie zbrązowiały. Mają wyjść bardzo jasnej barwy.

Wyciągamy gotowe z piekarnika i pozwalamy im całkowicie ostygnąć.

Wykonujemy krem maślany.

Ubijamy masło na puszystą masę, do której po 2 minutach dosypujemy cukier. Po trochu dodajemy też soku wiśniowego lub barwnika, pilnując koloru i konsystencji kremu. Jeśli wyjdzie za rzadki, dodajemy jeszcze cukru pudru. Jeśli za gęsty - rozluźniamy odrobiną mleka.

Gotowy krem maślany umieszczamy w rękawie cukierniczym z zamontowaną kocówką z głęboko wyciętą gwiazdką (ja używam w tym celu tylki 1M Wiltona) i wyciskamy ozdobnie krem maślany na chłodne cupcakes. Na czubek każdej jednej osadzamy wisienkę koktajlową i posypujemy posypką z pokruszonych Tic-Taców.

Serwujemy z czułością kochanej osobie:)

Smacznego!

--------------------------------------------------------

Ingredients (for 20-25 cupcakes):

Dough: 
1 box of white cake mix (or 1 portion of substitute for cake mix, which you can find here, in Substitutes section, under the name: Cake mix)

3 eggs

1/3 cup of oil
3/4 cups of milk 
1/2 cup of sour cream
2 tsp. of almond extract
1 cup of Maraschino cherries, roughly chopped
 melted butter for cupcake molds
crushed Tic-Tacs (cherry) for sprinkling
20-25 Maraschino cherries with stems for decoration

Cherry Buttercream:
1 cup of butter, softened
3-4 cups of powdered sugar 
cherry juice or red food colouring 


The making of:
  
Preheat oven to 350 degrees Fahrenheit.

Pour the ingredients of cake mix substitute to a mixer bowl, and mix them nicely with a spoon.

Add eggs, oil, milk, sour cream and almond extract and mix it all together until smooth. 

Fold in chopped maraschino cherries.  

Put a sheet of baking paper on a pan. Grease the silicone molds for cupcakes with a melted butter and fill each 3/4 full. Bake for 20-30 minutes. Check the cupcakes after the first 20 minutes. If they are still wet, bake them until they harden, but not brown. They have to be light in colour.

Remove the cupcakes from the oven and cool completely.

Now we make a cherry buttercream.
Beat butter for 2 minutes until fluffy. Add in powdered sugar and cherry juice or food colouring and mix still until you reach your desired consistency. If it becomes too thick, add a little milk, if too watery, add some more sugar.

Put the buttercream into the confectionery sleeve with a nozzle (I used Wilton 1M) and pipe frosting onto cooled cupcakes. Put one cherry with a stem on a top of every cupcake and sprinkle it with a crushed Tic-Tacs.

Serve with love the one you care most:)

Cheers!