Od czasu gdy kablówka stała się codziennością w polskich domach, na ekranach telewizorów i komputerów - otworzyły się nam oczy na szeroki świat. To, co Polakowi jeszcze trzydzieści lat temu wydawało się egzotyką, teraz znamy jako coś normalnego. Ananasów nie widujemy jedynie w formie puszkowanej, w supermarketach masowo leżą owoce i warzywa, jakich nazw i sposobu jedzenia nie do końca kojarzymy, ale kupimy, bo to coś nowego i nawet nie drenuje portfela, a działy z chińszczyzną są tak samo typową częścią większych spożywczaków, co dział owocowo-warzywny.
Mass-media, rzecz jasna, pomagają. To przez nie dowiadujemy się, co się jada i jak się wygląda za granicą naszego pięknego "miodem i mlekiem płynącego" kraju. Obraz, szczególnie w serialach, zawsze jest przerysowany, ale są standardy, które się nie zmieniają.
Przykładowo nadęcie amerykanów odnośnie ich "najwspanialszego kraju na świecie", kraju swobód wszelakich, publicznego dostępu do broni i patetyzm wylewający się ze srebrnego ekranu w każdym filmie, gdzie jest tylko wspomniane o walce z czymś, z czym tylko amerykanie i pomoc amerykańska dla świata może sobie pomóc. Albo grube baby wciskające się w obcisłe łaszki i udające, że nie przeszkadza im ich wygląd (potem lecą do reality show o odchudzaniu i trzepią kasę na zwierzeniach jak jadły całe życie junk food, a tak w ogóle to miały ciężkie dzieciństwo, love me, love me, potrzebuję waszego wsparcia w wygrzebaniu się z tłuszczowej przepaści i odbudowaniu swego poczucia własnej wartości!). Jak widać, do tej strony wizerunku zagranicznego mam ambiwalentny stosunek. Nie lubię reality shows, a jeśli już na jakieś rzucę okiem, to tylko dlatego, że ludzie w nich ciekawie gotują i nie zwierzają się z płaczem.
I tutaj, jak zwykle okrężną drogą zbliżamy się do sedna obecnej felki, czyli do tego co przeciętny Polak wie o ciastkach. Otóż, jak pokazuje mój drobny eksperyment, przeciętny Polak nie wie nic o ciastkach, które nie są kruche, albo twarde jak kamień, tudzież przesadnie wyrośnięte lub zalane glazurą. Sprawdzałam właśnie ostatnio czy sklepikarze mają pojęcie co to są chocolate chip cookies, ale takie prawdziwe, miękkie w środku, chrupkie z zewnątrz. Część zaczepianych wskazywała mi z namaszczeniem "pieguski" albo inne "biedronki", tudzież w natchnieniu "amerykanki" wedlowskie, sugerując się angielsko brzmiącą nazwą. Kulą w płot. Wszystko to jest kruche, sypiące się, naładowane konserwantami i ma tak dużo wspólnego z chocolate chip cookies jak Murzynek z Brownie - kolor i użycie czekolady. Jeden miły pan zapytał inteligentnie "yyyy?" gdy zapragnęłam ciastek i prosiłam o ich wskazanie, dopiero po wyjaśnieniu, że to ciastka z kawałkami czekolady wskazał - rzecz jasna - te cholerne piegusko podobne.
Nic nie pomagało. Nawet porównanie do tych jakie sprzedają w Subwayu i ostatnio w KFC. Tylko jeden człowiek oświadczył domyślnie "ahaaa!" i pokręcił głową, że niestety takich nie dostanę.
Wniosek jest prosty. Pokolenie narodzone w latach osiemdziesiątych jeszcze się orientuje o co chodzi, ale starsi nawet sobie trudu nie zadają, by wyjść poza ramy kruszącej się, twardej, ciasteczkowej polskości. A potem się dziwimy, że mają nas za granicą za pijaków i debili.
Co do samych ciastek: nie wierzcie w slogany na pudełkach. To, co sprzedają jako ciastka "chocolate chips w stylu amerykańskim" absolutnie nie jest nimi, ani w smaku, ani w fakturze. To najzwyklejsze kruche, łatwe w produkcji i transporcie, oraz przechowywaniu. Do chocolate chip cookies, czyli ciastek z kawałkami czekolady mają najbliżej te, kupowane w Subwayu - płaskie, okrągłe i naładowane różnym dobrem. Niestety zazwyczaj dopadamy do nich, jak już są zimne i średnio smaczne, ale powiadam wam: zrobienie własnych w tym stylu, mięciutko chrupiących nie zajmie wam więcej niż pół godziny, będziecie mieć własne, ciepłe i zjadane do upojenia, aż się skończą.
Przepis na prawdziwe chocolate chip cookies zarzucę wkrótce. Dziś jednak zaproponuję wam inną ich odmianę, a mianowicie cytrynowe ciastka cukrowe, czyli lemon sugar cookies. Co prawda i one mają swoje odmiany, w tym jedną bardzo podobną do polskich kruchych z faktury, ale zgadnijcie, co wybierze większość ludzi, mając do wyboru mięciutkie, albo twarde jak sucharek:) No, te mięciutkie, zachowujące swą fakturę nawet po wystudzeniu (jeśli tylko zostały zamknięte w szczelnym pudełku i zabezpieczone przed wyschnięciem). Na dodatek, jeśli ciastka te są napakowane aromatem cytryn i dodatkowo obtoczone w specjalnym, ekspresowo robionym cukrze cytrynowym - to już naprawdę tylko iść i wywalić pudełkowe podróbki ciastek amerykańskich do kosza i trzasnąć namiętnie drzwiami śmietnika. I rzecz jasna pochłaniać świeżo upieczone jedno za drugim, aż padniemy z przejedzenia, za to niezwykle szczęśliwi.
Te ciastka są naprawdę proste w zrobieniu. Trzeba tylko pamiętać o paru rzeczach, shackować kilka rzeczy, ułatwiając sobie ich pieczenie, a potem odganiać rodzinę zwabioną cudowną, cytrynową wonią od gorących, świeżo wyjętych z pieca, bo swoje odstać muszą.
Oryginalny przepis znajduje się tu , jednak, rzecz jasna, dokonałam na nim swoich modyfikacji, dostosowując go przy tym pod warunki polskie. Ulepszyło to zdecydowanie smak i przyspieszyło robotę. A cała reszta nie zmieniła się wcale... zresztą raczcie rzucić okiem na zdjęcie poniżej i zapraszam do pieczenia;)
Składniki:
Ciasto:
1 szklanka (ok. 12 dkg) masła, nieco miękkiego
1,5 szklanki cukru
1 jajko
2 i 1/4 szklanki mąki tortowej
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 cukier waniliowy
skórka otarta z 2 cytryn
sok z 1,5 cytryny
cukier cytrynowy do obtoczenia ciastek
Cukier cytrynowy:
1/2 szklanki cukru
skórka z 1 cytryny
Wykonanie:
Nastawić piekarnik na 176 stopni Celsjusza. Grzanie góra-dół. Blaszkę wyłożyć papierem do pieczenia.
Zmiksować ze sobą cukier i masło (pokrojone w kosteczkę szybciej pójdzie) na masę gładką i puszystą. Dodać do niej jajko i miksować dalej, aż się składniki połączą.
Następnie dodajemy mąkę, proszek do pieczenia, cukier waniliowy, oraz skórkę i sok z cytryn. Miksujemy jeszcze aż się połączą, a masa zacznie nam przypominać zbite ciasto na ciastka, w którym ledwie mieszadła dają się radę ruszyć.
Tak zmiksowane ciasto wkładamy do lodówki na co najmniej godzinę. Można i w misce, gdzie miksowaliśmy, przykryte folią aluminiową, ale swoje odstać i stężeć musi, inaczej ciastka rozleją nam się nieestetycznie podczas pieczenia w piekarniku i będą zbyt płaskie.
W tym czasie szykujemy sobie cukier cytrynowy. Mieszamy cukier i skórkę aż się ładnie połączą w misce i szykujemy się do ostatniej części robienia ciastek.
Ciasto po godzinie wyciągamy z lodówki. Powinno być dość twarde (wyginało mi łyżkę aluminiową, gdy próbowała je wyciągnąć na stolnicę, więc użyjcie w tym celu drewnianej), wykładamy na stolnicę. Powinno mieć taką konsystencję, że da się ugnieść i nie będzie kleić się do palców. Jeśli jednak nadal jest za miękkie, można jeszcze potrzymać w lodówce, albo podsypać je co nieco mąką.
Dzielimy ciasto przy pomocy łyżki stołowej. Porcyjki wielkości "komory zupnej(:P)" rolujemy następnie w kulki i każdą jedną wrzucamy do miski z cukrem cytrynowym, starannie ją w nim obtaczając.
Gotowe, ocukrzone kulki kładziemy na blaszce z papierem do pieczenia i lekko przyciskamy dłonią, spłaszczając, by wyszły nam ładne dyski. Odległość między dyskami powinna wynosić jakoś tak 2-4 centymetry - muszą mieć miejsce by podrosnąć i nie zlać się ze sobą.
Wkładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy 12 minut lub do momentu aż będą jasno złote.
Nie wskazane jest kłucie ich czymkolwiek - gdy będziemy je wyciągać, muszą mieć miękką konsystencję. Nie taką jak surowe, ale uginającą się pod palcem. Dojdą do siebie i stwardnieją co nieco podczas stygnięcia.
Ciastkom zdecydowanie trzeba pozwolić ostygnąć na blasze, inaczej gorące rozlecą się wam w rękach. Dopiero takie lekko tylko ciepłe można ostrożnie przekładać na talerz albo do pudełka, w którym mają być przechowywane.
Nie potrzebują niczego w rodzaju lukrów albo dodatków. Wytarzanie w cukrze cytrynowym daje im wszystko, co potrzebne i do ozdoby i do smaku.
Konsystencję mają typową dla prawdziwych ciastek amerykańskich w stylu "chocolate chip". Po wystygnięciu będą mieć delikatną, pochrupującą powierzchnię, a w środku będą rozkosznie miękkie, niemal ciągnące się i cytrynowe. Poezja smaku, powiadam wam.
Można je przechowywać kilka dni zamknięte w pudełku, to konsystencję tą zachowają spokojnie, nawet jako całkiem zimne.
Smacznego, prawdziwie cytrynowego sugar cookie;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz