Wytrwam. Jakoś. Szczególnie, że jak co roku przytomnie zamroziłam kilogram lub dwa tych owoców na zimę, do celów wszelakich. Co prawda to nie to samo co świeże truskawki, ale mrożone, prawdziwe, polskie zawsze są lepsze niż hiszpańskie mutanty. Po rozmrożeniu oczywiście stracą kształt i staną się trochę ciapowate, jak potraktowane zbyt ostro sztućcem, ale wiecie co? Nawet takie ciapowate są smaczniejsze niż świeże zza granicy. Przywołują wspomnienie lata, a smak... no smak prawie jak właściwy, tylko zamrożony i rozmrożony.
Pomińmy jednak dalsze deliberacje nad polskimi truskawkami i ich wyższością nad produktem cieplarnianym, sprzedawanym w zimie i przejdźmy do tego, co możemy zrobić, jeśli w porze jesienno-zimowej zapragniemy letniego smaku prawdziwych truskawek.
Ano możemy to pragnienie zaspokoić jedynie mrożonymi lub ich przetworami. I jakkolwiek dżemy i konfitury można wspaniale dodawać do ciast, to owoce mrożone są bardzo ryzykowne i nie wiadomo jak zareagują na rozmrażanie, mieszanie z ciastem i dalszą obróbkę termiczną. To zawsze jest ryzyko, że zrobi nam się nieapetyczna ciapa, miąższ połączy się całkowicie z ciastem i otrzymamy różowe coś o dziwnej konsystencji i słabej woni owoców. Lub nadmiar wody nam wycieknie do ciasta i zrobi się zakalec, że huhu! Ale, jak jest tak przemożne pragnienie truskawki w cieście, to człowiek jest w stanie poważyć się na wiele. Szczególnie gdy trafi na przepis, który do niego przemówił, zdjęcia wyglądają obiecująco, a proces wypieku oraz dobór składników jest tak mądry i logiczny, że jest nadzieja, że coś z tego wyjdzie.
Natrafiłam na taki przepis. Podeszłam do niego z ogromnym wahaniem. Co prawda składniki nie są aż tak drogie, żeby potem nie stać cię było na powtórkę, ale kiepsko reaguję, jak mi coś nie wychodzi i na jakiś czas sobie odpuszczam dane ciasto. Ale jak tu odpuści ciąg do truskawek!?
Zaryzykowałam i powiem wam, że w życiu nie jadłam takich ciasteczek:) Konsystencja miękka, ale ani nie lepka, ani nie kruszą się w rękach. Sprężyste, mięsiste, takie, w których się aż chce zatapiać zęby. Są w doskonałej równowadze pomiędzy typowymi amerykańskimi ciastkami, płaskimi, "subwayowymi", a wyrośniętymi, domowymi półkruchymi, zapewne dzięki dodatkowi serka kremowego w składzie, oraz dyskretnych kawałeczków białej czekolady. Co do smaku, słodkie, ale z kolei truskawki są kwaśnawe, więc balans jest idealny i nie zamulają! Super rzecz, nawet dla ludzi, co wolą swe wypieki wytrawnymi.
A te truskawki, mimo, że nie zostają w takiej postaci, jakbyśmy chcieli (szczególnie jeśli użyjemy w przypływie rozpaczliwej tęsknoty, mrożonych), nie niszczą ciasta, zostawiając je w ładnym, kremowym kolorze, pięknie czerwieniąc się na powierzchni i w środku w truskawkowych kawałkach.
Ach, co za mlask!
Mlaszczcie i wy. Oto przepis. Oto i skowyt truskawek z zamrażalnika! Na pewno już wiecie, co będę ponownie robić, jak tylko skończę zamieszczać post na blogu:D
Przepis wzięty z tej strony. Jak zwykle zmodyfikowany.
Składniki:
3/4 szklanki pokrojonych, świeżych (lub mrożonych) truskawek
1 i 1/4 szklanki mąki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/8 łyżeczki soli
1/4 szklanki miękkiego, pokrojonego w wiórki masła
90 g serka kremowego (broń Boże mielonego, musi być taki sam kremowy, jak używalibyśmy do sernika nowojorskiego, gładziutki i najlepiej absolutnie bez soli)
3/4 szklanki cukru (pół na pół brązowy z białym, ale samego białego też można użyć)
1 jajko
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
2 łyżki soku wyciśniętego z cytryny
1-2 łyżki mąki
1 tabliczka białej czekolady, pokrojona w drobne kawałeczki
cukier kryształ do posypania ciastek (opcjonalnie)
Wykonanie:
Piekarnik nagrzewamy na 176 stopni Celsjusza, a dużą blachę piekarnikową wyścielamy płachtą papieru do pieczenia.
Świeże, pokrojone truskawki mieszamy delikatnie z sokiem z cytryny, zostawiamy na kilka minut, a potem pozwalamy im odcieknąć. Jeżeli mamy mrożone, przede wszystkim musimy się z nich pozbyć nadmiaru wody. Dlatego przed krojeniem rozmrażamy je na sitku, nad garnkiem, do którego ścieknie woda i sok (szkoda marnować!). Potem delikatnie kroimy, starając się zachować ich strukturę w jak największym stopniu, odmierzamy odpowiednią ilość i postępujemy tak, jak z pokrojonymi świeżymi.
W jednej misce mieszamy razem mąkę, sól i proszek do pieczenia. Jeżeli pechowo mamy serek kremowy z dodatkiem soli (da się wyczuć w smaku), sól pomijamy.
W drugiej misce razem ubijamy masło z cukrem i serkiem kremowym, aż masa uzyska lekką, puszystą konsystencję. Do tej mieszaniny dodajemy następnie jajko i ekstrakt z wanilii i jeszcze trochę ubijamy.
Składniki suche dodajemy do składników mokrych, raz jeszcze mieszamy za pomocą miksera, by się porządnie połączyły.
Wsypujemy do powstałej masy posiekaną drobno białą czekoladę.
Odsączone truskawki posypujemy 1-2 łyżkami mąki i staramy się je wymieszać tak, by kawałki truskawek były nią równo pokryte. W przypadku mrożonych, mieszanie zaskutkuje nam prawie na pewno rozmazaniem się części kawałków owoców. Nic na to nie poradzimy, wymieszać z mąką je musimy, więc czynimy to jak się tylko da najdelikatniej. Następnie mieszaninę truskawek i mąki przekładamy do ciasta i delikatnie ze sobą mieszamy, starając się, by truskawki były uplasowane jak najdokładniej po całym cieście.
Na przygotowaną blachę z papierem do pieczenia nakładamy solidne łyżki stołowe ciasta, starając się te porcje uformować w kręgi lub równe kulki, ustalając odległość pomiędzy nimi na jakieś 2 i 1/2 centymetra. Będą rosnąć i nieco się rozlewać, więc aby się nie posklejały, odległości muszą być między nimi.
Blachę z surowymi ciastkami, przygotowanymi do pieczenia wkładamy na 5-10 minut do lodówki.
Po tym czasie, możemy, jeśli mamy ochotę, posypać każde ciastko odrobiną cukru dla ozdoby, lub zrobić to pod sam koniec pieczenia. Nie jest to jednak wymogiem, ciastka i tak będą wystarczająco słodkie.
Wkładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy 15-20 minut (w zależności od piekarnika jaki mamy, grzanie góra-dół), lub do momentu, aż ciastkom zaczną się mocno wyzłacać boki.
Po upieczeniu wyciągamy z piekarnika, zostawiamy na blasze jeszcze przez 5 minut i dopiero potem przenosimy na kratkę, albo inną powierzchnię, na której będą się mogły ochłodzić całkowicie.
Smacznego:)