czwartek, 22 września 2016

Ciasto marchewkowe z Hogwartu (Harry Potter i kamień filozoficzny - film) // Hogwart's Carrot cake (Harry Potter and the Philosopher's stone - movie)

- Mama! Mama, patrz! Marchewka? Ciasto z Marchewką! Harry je ciasto z marchewkami! Zrobisz? Błaaagam...

I w ten sposób, moi państwo, rodzi się spora część chęci na wykonywanie dań, które odwlekamy w czasie. Bo niby chcemy, ale zawsze coś innego wyskakuje, coś ciekawszego jest do zrobienia, nie ma czasu albo składników, a, bo to, a, bo tamto. Starczy jednak by dziecię, które pierwszy raz z otwartą buzią ogląda najmniej straszną część Harry Pottera, zakwiliło na widok niezwykłego wypieku, który widać w filmie jedynie przelotnie (Domiś ma niesamowite oko, muszę przyznać), mobilizujemy się w tempie ekspresowym.

Ten cytat powyżej to właśnie słowa mojej progenitury, która wprawdzie już jest przyzwyczajona do tego, że z maminej kuchni nie wyjeżdżają wyłącznie szarlotki i polskie serniki, częściej jakieś nieopisane, nietypowe szaleństwa, w które się z zaskoczonym mlaskaniem wgryza. Nigdy jednak Młody nie widział ciasta - ciasto z samej swej natury powinno być czymś słodkim - które ma jak byk marchewkę na wierzchu. Z marcepanu, że tak wam cicho zdradzę, ale marchewka to marchewka, sześciolatkowi wsio radno, czy to prawdziwa czy sztuczna, grunt, że sensacja, bo marchewka! Warzywo! Na placku! Tego to jeszcze nie było i tak się tym zafascynował, że uciekła mu połowa filmu, nim przestał gadać o ciastku z marchewką dla Królika Bugsa i upewniać się pięćdziesiąt razy, że mu takie zrobię.
Prośby syna, dzielnie i z zafascynowaniem znoszącego indoktrynację fantasy i sf od najmłodszych lat (najpierw Star Wars, które uwielbił i tylko czeka aż będzie miał więcej lat, by móc obejrzeć Trylogię Jedynie Słuszną, Pierwszą Tego Imienia, potem Opowieści z Narni - wałkujemy obecnie "Podróż Wędrowca do Świtu" codziennie przed spaniem z mojego własnego, pierwszego polskiego wydania książeczki, teraz Harry Potter i wkrótce Hobbit... jestem złą, złą geek-matką, że mu nie podsunęłam wpierw "Tomka Wilmowskiego" i "Pana Samochodzika", a porządne klasyki fantasy i sf... albo raczej najlepszą możliwą. Pozwijcie mnie, jak was to razi:P) stanowią jednak tylko 40% całych chęci, które nagle narosły we mnie w kierunku ciasta marchewkowego. Za następne 40% odpowiada moja kumpelka Kagi, prowadząca zaprzyjaźnionego bloga z recenzjami książek Kag in the Books, która zapłakała ostatnio, zrozpaczona o przepis na ciasto marchewkowe, które nie wyjdzie jej z zakalcem, ani suche, ani nie będzie zawierać ananasów i orzechów. Jak bowiem zrozumiałam, robiła do tej pory ciasto marchewkowe z przepisu z bardzo popularnego bloga kulinarnego i... no, dupa, mości państwo, to nie było to. A skoro ja prowadzę swą skromną działalność geeko-blogową i prośba do mnie dotarła... wiecie, ja dla fajnych, bliskich mi osób potrafię zrobić o wiele więcej niż przetestować i wycyzelować przepis na coś fajnego, więc to była czysta przyjemność.
Mamy więc 80%. A co z resztą? Ano 10% to atak samolubnej ambicji i chęć pokonania własnej niechęci. Tak, tak, pierwsze moje zetknięcie z ciastem marchewkowym, było złe. Gdy zaserwowano mi je lata temu, nie smak marchewek się wybijał, nie jego konsystencja. Tych już absolutnie nie pamiętam. Pamiętam za to smak i zapach zjełczałej śmietany w polewie na cieście, który to był tak obrzydliwy, że skutecznie mnie od tego ciasta odgonił. Na dodatek sprawcą tego koszmaru była cukiernia, która chciała się wybić w Rzeszowie z przepisami z zagranicy. Knajpy, jak łatwo się domyślić, już nie ma od dawna, ale niechęć zaszczepiono głęboko w mej duszy i dopiero żywe chęci bliskich mi osób dały radę mnie zachęcić. No i ta ambicja, że knajpa spartoliła, ale JA dam radę - wspaniały emetyk na humory wszelakie.
A ostatnie 10%? Harry Potter! Nic jeszcze nie robiłam jadalnego z tego uniwersum, chociaż twardo zachowałam resztki domowego sosu butterscotch na Butterscotch Beer - sławne Piwo Kremowe (będzie, będzie, zapewniam, niech tylko dobiorę najwłaściwszy przepis), niemniej czy to nie jest znak od losu, gdy mniej więcej w tym samym czasie, gdy przychodzi prośba od Kag, mój młody ogląda film i wyczaja to ciasto z marchewką na czubku, czym informuje mnie podekscytowaną gadaniną? Nic, tylko machnąć ręką na dreszcze obrzydzenia w stosunku do śmierdzącego kremu ze śmietany, które uparcie towarzyszył każdej mej myśli o cieście marchewkowym, ucieszyć się, że akurat ciasto wpasowało się świetnie w fenomen popkulturowy jakim jest świat stworzony przez J.K. Rowling, a po to ten blog przecież jest - by takich fantastycznych, smacznych bohaterów drugiego planu i tła wyłapać i wysunąć na pierwszy plan - i spoglądając z zachwytem na jesień za oknami, stwierdzić, że czas na przełamywanie lodów i poważne podejście do tematu "ciasto marchewkowe" nie mógłby być lepszy.

Skoro więc już się napaliłam jak szczerbaty na suchary, przyszedł czas by zaciągnąć cugle ekscytacji i zająć się na poważnie tematem - zaczęłam research nad ciastem marchewkowym. Najpierw w temacie, z czym tak właściwie mamy do czynienia i co to jest.
Ano, ciasto marchewkowe pochodzi najprawdopodobniej ze Szwajcarii, chociaż koledzy amerykanie mają inne zdanie na ten temat. Jednakże w sporej ilości źródeł widnieje jego niemieckojęzyczna nazwa - "Rüeblitorte", więc i tym razem obejść muszą się smakiem. Jeśli chodzi o konsystencję, blisko mu troszeczkę do piernika. Troszeczkę do wilgotnych babek. Ledwo, ledwo do biszkoptu. Ogólnie carrot cake to trochę ma wspólnego z keksami, ale też nie do końca. Marchewki zmieniają konsystencję ciasta w taki sposób, że właściwie ciężko określić, czym ciasto marchewkowe jest. Z całą pewnością jednak nie jest ciastem typu pie. Żadnego nadzienia i osobno przygotowywanych spodów i wierzchów. Rośnie, ma jednolitą masę od spodu do samej góry i właściwie to nie jest za bardzo słodkie. Marchewki jako warzywo, nie zapewnią niezwykłych sensacji, bo same w sobie są... no, pospolite. Ale spróbujcie je połączyć z przyprawami korzennymi i obrobić termicznie... ulalaaaaa... mamy tu do czynienia z fenomenem, miśki, ponieważ ciasto marchewkowe to coś absolutnie jedynego w swoim rodzaju. O ile tylko przełamiemy swe opory przed zrobieniem ciasta z jarzyny.
Jako tak niezwykły wypiek, szybko znalazło swych amatorów na całym świcie i ze Szwajcarii w Europie dotarło, a jakże, do Stanów. Stamtąd, niestety, przywlekł się zwyczaj ozdabiania go polewą z serka kremowego lub śmietany, który tak skaszanił sprawę przy moim pierwszym kontakcie z carrot cake. A zupełnie nie tak powinno być. Oryginalnie, europejska wersja prawdziwego carrot cake, jaką postanowiłam zrobić, posiadała śnieżnobiały lukier z cukru pudru i soku cytrynowego, albo jeszcze lepiej: z cukru i gorzkiej odmiany wiśniówki. Przyznam się, ta wiśniówka mnie kusiła, ale, kurczę, barek mam pusty, no i takiej właściwej bym nie dopadła u siebie w monopolowym. Wszystko tam chyba słodkie, a szwabskiej "Kirsch" to na internetach tylko szukać. A zatem, ponieważ za nic w świecie nie przełamałabym się, by walić polewą z sera lub śmietany na ciasto marchewkowe, pozostało mi zrobić lukier z aromatem cytrynowym. Tak, zupełnie niepewna, jak to zagra.
Ulalalaaaaaa...
Strzał w dziesiątkę, alleluja i masło orzechowe, jak powiada mój przyjaciel. A jeszcze ta marchewka z marcepanu (brońcie bogowie masa cukrowa... ja wiem, że to wygodniej, ale Kag, jeden ze zleceniodawców carrot cake'a, nie lubi jej, a to w końcu jej zamierzam czynić dobrze...(sic!)), która wygląda wprost ślicznie na białym tle... wiecie... dobrze jest jednak czasem przestać się bać.
Kiedyś zjem pająka w panierce i zakrzyknę po tym posiłku, z pięścią, triumfalnie wzniesioną w górę: "Nie będzie pająk snuł nam w twarz!"
Po czym się wyrzygam...

Nie, nie! Nie sugeruję, że zwrócicie ciasto od razu po spróbowaniu. To była wolna dygresja w moim stylu na temat: pożryj to, czego się boisz lub co cię obrzydza, by zaprzestało. Nie cierpię pająków! A skoro przemogłam niechęć i odwlekanie w nieskończoność zrobienia tego ciasta, kto wie, czy nie uznam pajęczych kończyn za smaczne...

Tfu!

A zatem doszliśmy do tego, że ciasto marchewkowe będzie oryginałem. Klasykiem w swym wydaniu, czyli żadnych serów i śmietan na górze i żadnego przekładania tymże paskudztwem w postaci kremu w środku. Dodatki typu ananas, który z jakiejś przyczyny pasuje do marchewki, ale jest dodatkiem stricte amerykańskim, oraz orzechy - zapewne z tego samego źródła - również nie dostąpiły zaszczytu stania się częścią mego ciasta marchewkowego wersji oryginalno-europejskiej. Oryginał wprawdzie powinien być pieczony w blasze okrągłej, ale jedynie tu odeszłam od tematu, tym razem składając ukłon w stronę ciasta marchewkowego, które w filmie było jak nic w kwadratowych kawałkach. Więc blacha - standardowy prostokąt i tyle. Lepiej go kroić i o wiele korzystniej przedstawiają się kawałki ozdobione marchewką na górze, umieszczoną zgrabnie pośrodku pola idealnie gładkiego, klasycznego lukru.
Zresztą filmowcy w "Harrym Potterze i Kamieniu Filozoficznym" również poszli w tę stronę i zaserwowali w filmie klasyk. Niestety w książce niezwykle ubogo wygląda opis uczty na Halloween, ciasto marchewkowe się tam nie pojawia, ale w filmie - owszem, chociaż, jak wspomniałam wyżej, trzeba mieć oko, by je wyczaić. Spójrzcie na ten filmik i dokładnie 13 sekundę z 4 minut i 26 sekund:

Ciasto marchewkowe z Hogwartu

Jest! Nieco rozmazane, ale bez wątpienia wyraźnie w kadrze godnie siedzi cała taca kwadratowych kawałków ciasta, wyrośniętych, nie muśniętych w środku kremami, z bielą lukru na górze i marchewką-gigantem na łbie:) Wygląda kozacko i nietypowo - nic dziwnego, że Młody się zainteresował. A co najważniejsze - wygląda dokładnie tak, jak chciałam je robić (minus wielkość marchewek, które ja zrobiłam mniejsze i zgrabniejsze). Nie ma się więc co dziwić, że wobec tak przytłaczających mrugnięć oka losu w moją stronę, musiałam się za to wziąć i to z ogromnymi chęciami. Nic bowiem, w jesiennej dobie nie woła tak bardzo o upieczenie, jak właśnie ciasto marchewkowe, jak stwierdzam po fakcie, ale już wyedukowana pierwszą i na pewno nie ostatnią w tym roku blachą tego placka. Nieco później, bliżej Halloween, na stołach będzie królować Pumpkin Pie - tarta dyniowa (której wersję Bantofelkową mój ślubny uwielbia i gada o niej od miesiąca; wkrótce zapewne ulegnę jego prośbom i dokonam tego wypieku ponownie:)) i wszelakie muffinki z użyciem obu tych warzyw. Jednak umówmy się: 1 dzień jesieni już jutro - 23 września. Akurat będziecie mieć czas, by na cześć tej daty zrobić ciasto marchewkowe i uczcić koniec pory upałów i kataru siennego, a powitać bogatą w piękne barwy porę roku, ukochaną przez grzybiarzy, alergików (odroczenie kichających tortur do przyszłej wiosny!) i miłośników długich spacerów i zbierania kasztanów i liści. Tak jest, kocham jesień i zamierzam się nią cieszyć tak bardzo, jak to tylko jest możliwe.
Tyle sposobów by ją uczcić, ale w końcu jedzenie ciasta marchewkowego to chyba najlepszy z nich.

Oto więc ono: klasyczne ciasto marchewkowe, cudownie smaczne w swej prostocie, bez kombinowania i niepotrzebnym dodatków, wilgotne i absolutnie zakalco-odporne, o ile, rzecz jasna, będziecie się trzymać przepisu. Magiczne, jak przystało na coś, co podaje się na uczcie w szkole czarodziejów. Przepis zaś wzięłam stąd, ale zmodyfikowałam co nieco. Teraz jest troszkę bardziej aromatyczne, bez mogącego je popsuć nabiału na górze i bardziej jesienne. Ładne? Zachęceni? No, to marchewki w dłoń i lecimy:)

Please scroll below for the "red" recipe in english version:)


Składniki:

Ciasto:
2 szklanki mąki (300g)
1 i 1/2 szklanki cukru (290g)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka soli
2 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżeczki imbiru
1 łyżeczka gałki muszkatołowej
1/2 łyżeczki kardamonu
3 szklanki startych na średnich oczkach tarki marchewek (ok. 6 sztuk średnich, całych marchewek)
1 szklanka oleju rzepakowego lub słonecznikowego
4 jajka

Lukier:
10 łyżek+ cukru pudru
1-2 łyżeczki soku wyciśniętego z cytryny
gorąca woda

Marcepanowe marchewki:
100g domowego marcepanu (albo kupnej masy marcepanowej)
Cukier puder do podsypywania podczas ugniatania marcepanu
Barwniki spożywcze: żółty, czerwony, zielony


Wykonanie:

Standardową blachę na ciasto wykładamy papierem do pieczenia.

Nastawiamy piekarnik na 162 stopnie Celsiusza.

W misce mieszamy ze sobą wszystkie suche składniki.

Do suchych składników dodajemy wszystkie mokre wraz z marchewkami (świeżo startymi; nie wolno dopuścić, by pod wiórkami zebrała się woda, gdyż za dużo wilgoci w cieście może nam spowodować później zakalec).

Ręcznym mikserem ubijamy wszystko razem aż składniki się połączą.

Masę przelewamy na blaszkę i wsadzamy do rozgrzanego piekarnika.

Pieczemy ciasto ok. 50-60 minut, jednak jeżeli chcemy by było nie wysuszone, po 50 minutach testujemy patyczkiem gotowość. Jeżeli wychodzi ze środka suchy, wyciągamy ciasto z piekarnika.

Pozwalamy ciastu marchewkowemu ostygnąć całkowicie, w tym czasie szykując marchewki marcepanowe i lukier.

Kawałek marcepanu dzielimy na dwie części, z czego jedna powinna być nieco większa od drugiej.

Na płaskiej powierzchni, lub w rękach, ugniatamy obie części masy, aż będą plastyczne, podsypując cukrem pudrem, jeśli marcepan zacznie się lepić do palców lub stolnicy.

Do mniejszej kulki marcepanu dodajemy zielony barwnik w takiej ilości, jak intensywną pragniemy mieć barwę "naci marchewkowej"i zagniatamy tak, by ten kawałek marcepanu zabarwił się w całości na zielono.

Do większej dodajemy czerwony i żółty barwnik, by w ten sam sposób zabarwić kawałek marcepanu na pomarańczowo.

Od pomarańczowej kulki odrywamy kawałeczki marcepanu i robimy marchewki, w których na szerszym końcu nożem robimy dziurę na "nać". Z kawałków zielonej rolujemy nitki, które potem przycinamy tak, by otrzymać po 3 krótkie, równe kawałki. Zielone kawałeczki o równej długości sklejamy na jednym końcu i tym końcem pakujemy "natkę" w "marchewki", zalepiając potem ostrożnie wolną przestrzeń, by cała marchewka trzymała się razem. Końcem noża robimy na gotowych marchewkach krótkie nacięcia, imitujące te na powierzchni prawdziwych marchewek.

Gotowe marchewki wkładamy do lodówki. Nie stwardnieją co prawda, ale też nie zmiękną bardziej, podczas gdy będziemy zajmować się lukrem.

Do miski wsypujemy cukier puder, dolewamy sok z cytryny i tyle gorącej wody, by otrzymać biały lukier o gęstej konsystencji, jaka nam nie spłynie z ciasta.

Obficie pokrywamy nim całą powierzchnię zimnego ciasta marchewkowego, a na wierzchu rozkładamy marcepanowe marchewki, jak mam ochotę. Możemy je rozłożyć równo, po jednej na kawałek, planując zawczasu, jak ciasto zostanie pocięte, możemy rozrzucić swobodnie po powierzchni. Polukrowane i ozdobione marchewkami ciasto wkładamy do lodówki, by lukier porządnie stężał.

Serwujemy z gorącą herbatą, ciesząc się jesienną aurą za oknem.

Smacznego!:)

---------------------------------

Ingredients:

Cake:
2 cups of flour (300g)
1 and 1/2 cups of sugar (290g)
1 tspn of baking powder
1 tspn of baking soda
1 tspn of salt
2 tspns of ground cinnamon
1/2 tspn of ginger
1 tspn of nutmeg
1/2 tspn of cardamom
3 cups of grated on medium thick side carrots (about 6 whole medium carrots)
1 cup of vegetable oil
4 eggs

Icing:
10 tblspns (or more) of caster sugar
1-2 tspns of fresh lemon juice
hot water

Marzipan carrots:
100g of homemade marzipan (or a piece of marzipan bar, bought in a shop)
Handfull of caster sugar necesarry for kneading
Food colouring: yellow, red and green


The making of:

Put a sheet of baking paper into a 9x13 baking dish.

Heat the oven to 325 degrees Fahrenheit (162 degrees Celcius).

Stir dry ingredients together in a bowl.

Add all the wet ingredients, including grated carrots (they have to be freshly grated, without the juices that might gather on the bottom if grated carrots were left standing for too long; too much juices in the cake might result in sad layer during cake baking).

Mix it alltogether using a hand mixer.

Pour the mixture into a baking dish and put it into the preheated oven.

Bake the cake for about 50-60 minutes, however if you want it moist, use a toothpick to check if it is ready after 50 minutes of baking. If the toothpick comes out clean - remove carrot cake from the oven.

Let the cake to cool completely in a room temperature, and in the meantime prepare marzipan carrots and icing.

Divide a piece of marzipan in two; one part should be bigger then the other.

Knead both parts in hands or on a flat surface until they are plastic. If marzipan is too sticky, dust the surface or your hands with caster sugar.

To a smaller ball of marzipan add a green food colouring, as much as you want the "leaf stalks" green, and knead it again, so the whole piece had the same colour.

Add red and yellow food colouring to the bigger piece of marzipan the same way as with the green one, so to have an orange piece of marzipan.

Now, rip small pieces of an orange piece od marzipan, and fashion them into small carrots, making a small hole on the wider end for "leafs" with a knife tip, as an ending touch. Create a long, thin threads of a green marzipan, and then cut them to achieve a small pieces of the same lenght. Stick together 3 short pieces on the one side, creating a small "leaf stalk", put it into a hole in a "carrot", and then carefully stick it together, so the marzipan carrot held together nicely. Finally, using a tip of a knife, make on the carrots some marks, similar to the one, the real carrots have.

Put all the marzipan carrots you created this way into the fridge, while you prepare the icing. They will not become harder, but won't melt either.

Put caster sugar into a bowl, add the lemon juice and as much hot water as you need to reach the approproate consistence of icing. Thick, and not to flowy, but still possible to smear on the cake surafce.

Smear the icing generously on the whole carrot cake surface, then put the marzipan carrots in the way you like the most. In the straight lines and equal distanced one from another, so after cutting the cake into the pieces, each have a small carrot on the center; or you can just throw them artisticaly on the cake. It will look nicely too. When the cake is ready, put it into the fridge, to allow the icing to harden.

Serve the carrot cake with a cup of hot tea, enjoying an autumn weather outside.

Cheers!