Gdy zbliżają się urodziny ważnej dla nas osoby, wszyscy jak jeden mąż dostajemy kota. Nie chodzi o to, że trzeba doprowadzić chatę do błysku, bo przyjdzie parę krytycznie nastawionych osób, które chętnie wyczają odrobinę kurzu na blacie i będą potem ci to wypominać (na przykład), zaprosić ich tak by się nie gryźli w dniu solenizanta o jakieś zadawnione przewiny, jak to Polacy mają w tradycji przy wspólnym stole, a raczej o to, by solenizant był szczęśliwy.
Kwestia prezentów i dobrania czegoś pod bohatera danego dnia, to pikuś. Znasz kogoś, kochasz/lubisz, odruchowo wiesz, co by chciał, a co najmniej czego by nie chciał na pewno. Ale jeśli nie kupujesz wszelkich uciech dla żołądka z okazji urodzin w cukierni, wymyślnych mas cukrowych, tortów z figurkami i tak dalej, które ci na dodatek przywiozą do domu - to zabawa z tortem lub co najmniej ciastem zaczyna się już co najmniej tydzień przed urodzinami.
Jeszcze pół biedy z dorosłym. Taki zje co mu dadzą, bo rodzina z dawna się orientuje, że nie znosi czekolady, ale przepada za karpatką. Ale co zrobić z dzieckiem, któremu smakowe gusta zmieniają się co chwila, często w zależności do nastroju, lub dzieciaczek zupełnie nie zjada ciast i z dzieciom wrodzoną bezpośredniością oświadczy "ble" na większość wypieków twojego autorstwa?
No i tutaj mamy problem. Odpowiedź niby prosta. Jak mówi "ble", to nie dać tortu, rzucić na stół ciastka i cukierki i będzie szczęśliwy. Ale jak to tak, urodziny bez tortu? Szczególnie, gdy wspomniane wyżej "jednostki krytyczne" przybędą i skomentują potem co najmniej 17 razy, w mniej lub bardziej zawoalowany sposób, co było nie tak? Tort być musi i basta i to taki, żeby i solenizant był zadowolony i rodzina dorosła.
Postanowiłam więc nie iść na udry, nie robić czegoś, czego i tak mój Młody nie zje i zwyczajnie zapytałam jaki chce torcik. Wiecie co odpowiedział (oczywiście po zwyczajowym, że torty są "ble")? Że on chce torcik z galaretki i ananasków. Bez ciasta. Bez niczego. Galaretka only.
Opadłyby mi ręce z miejsca i pewnie pognałabym jednak do cukierni, chowając dumę z własnych dokonań do kieszeni, gdyby nie to, że zaświtał mi do głowy pewien pomysł. Przecież tort z galaretki to wcale nie aż takie wariactwo, jak by się zdawało na pierwszy rzut oka! Już coś takiego widziałam, żeby nie powiedzieć, podziwiałam i to nie ostatnimi czasy, a lata temu. Jak sama byłam dzieckiem i pierwsze co kojarzyłam na kreskówkach, gdzie pokazywano przyjęcia, była galaretka w dziwnym kształcie. Nie w miseczce, ani w kubku a... ukształtowana w jakąś formę. Pamiętam, że już wtedy zastanawiało mnie, jak oni to robili, że się nie rozpływa i ma taki dziwny kształt!?
O, spójrzcie choćby tutaj, na ten filmik, pierwszy z brzegu. Czasowo: 1 minuta 29 sekund, na czym to ta nieszczęsna mysz Jerry się odbija:
Tort z galaretki
Co prawda nie jest to zbytnio dekoracyjne, ale... no jest! I to na dodatek galaretka w kształcie torcika jest jedną z wielu, jakie pamiętam z kreskówek (patrząc na lata, w jakich je robiono - dekoracyjna galaretka była w Stanach jednym z hitów przyjęć w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych). A dzieci lubią galaretkę, nawet mój zje.
Problem stanowili tylko dziadkowie wizytujący, bo oni z kolei nie uznaliby takiego tortu za tort, ale od czegoś mamy mają już doświadczenie. Nie pierwszy to raz ciasto z galaretką robiłam i to nawet takie, nie wymagające pieczenia. Sernik na zimno, proszę państwa, tylko tym razem to galaretka będzie głównym bohaterem, a sernik tylko dodatkiem.
Reszta była już tylko dopasowaniem proporcji do formy, obmyśleniem wyglądu ciasta i przewertowaniem paru stron w kwestii jak najlepiej wyjąć gotowy tort galaretkowy z formy, by zachował kształt. A potem 20 minut roboty i co najmniej 8 godzin czekania, aż się samo wszystko zrobi. Ale efekty... o mamo...
Moja mama podeszła sceptycznie i usiłowała mnie przekonać do kupnego ciasta. Nie dałam się. Gdy potem słyszałam pochwały z jej strony, a ona łasowała drugi kawałek nie mogłam nie puchnąć z dumy. Młody...dostał małpiego rozumu z okazji urodzin i nie miał czasu skubnąć nawet swego torciku ananasowego, ale bez obawy, zachowam dla niego jeden kawalątek. Bez warstwy sernika na zimno. Niech ma.
Natomiast wam polecam: nie bójcie się czegoś, co wygląda na niesłychanie skomplikowane, bo tak naprawdę to zwykle jest kilka tricków i samo się udaje. Wszelkie tricki związane z galaretkowym torcikiem ananasowym (który zwę też odwróconym ananasowym sernikiem na zimno) przedstawię wam w poniższym przepisie.
Nie dość, że piękny i zabójczo smaczny, to jeszcze i łatwy. Jeśli nie z okazji urodzin dziecka, zróbcie sami dla siebie, bo aż cieszy oko.
Nieco wzorowałam się na tym przepisie, ale proporcje są od początku zupełnie pozmieniane, ze względu na różnicę w zawartości żelatyny i sposobie przygotowywania między naszymi galaretkami, a zamorską ichnią odmianą "Jell-O". Więc jeśli będziecie używać polskich galaretek, sugeruję wziąć moje:)
No to jedziemy:
Please scroll below for the "red" recipe in english version:)
Składniki:
3 galaretki ananasowe
1 puszka ananasa w plastrach lub kawałkach, drobno pokrojonego
6 szklanek wrzątku
ok 40 dkg serka kremowego (bez soli!)
cukier
olejek pomarańczowy
drobno pokrojona skórka pomarańczowa kandyzowana
Wykonanie:
Przyszykowujemy sobie formę do babki. W zupełności wystarczy duża, w której da radę upiec 2 kilogramowe ciasto. Niech będzie aluminiowa, lekka. Łatwiej przyjdzie nam potem wydobyć z niej torcik. Kluczowe znaczenie ma jej kształt, bo taki przybierze też nasz torcik, więc im bardziej dekoracyjna, tym lepiej.
Wszystkie galaretki wsypujemy do jednego, dużego garnczka. Zalewamy całość 6 szklankami wrzątku i mieszamy do momentu aż całkowicie znikną nam z niej drobinki żelatyny. Zostawiamy na chwilę.
Puszkę z ananasem otwieramy, syrop ze środka przelewamy do osobnego naczynia, a ananasy kroimy drobno w kostkę lub piórka. Tak, by ładnie się potem prezentowały w torciku. Odstawiamy w misce na chwilę na bok.
Syrop z ananasów puszkowych dopełniamy wodą tak, by wyszło łącznie 1,5 szklanki mieszaniny i wlewamy do gorącej, rozpuszczonej galaretki. Mieszamy.
Odlewamy z całości 1,5 szklanki mieszanki galaretkowo-syropowej i odstawiamy na później. Posłuży do warstwy serka.
Do pozostałej galaretki wsypujemy 3/4 pokrojonego ananasa, mieszamy, po czym ostrożnie przelewamy do formy na babkę.
Galaretkę w tej formie pozostawiamy do ostygnięcia i stężenia do momentu aż będzie prawie zastygnięta i prawie twarda - około 2 do 4 godzin. Nie może być zastygnięta całkowicie, bo wówczas warstwa serka nie przylepi się jak powinna. Czyli dotknięta powinna lepić się do palca, ale nadal uginać. Jeśli nie jesteśmy pewni, czy już jest dobra, robimy test. Bierzemy kawałeczek ananasa i kładziemy na powierzchni. Jak się lekko ugnie, ale nie zatonie, znaczy to, że możemy już szykować warstwę serka.
Serek miksujemy z cukrem - taką jego ilością, by wyszedł słodki, oraz z odrobiną olejku pomarańczowego dla aromatu.
Dodajemy zostawioną wcześniej galaretkę. Uwaga: niemal na pewno zdąży nam ona szybciej stężeć niż galaretka w formie w lodówce. Nic się jednak nie dzieje. Zastygniętą galaretkę w garnku na moment stawiamy na ogień i mieszamy. Gdy zrobi się rzadka, zdejmujemy z ognia i od razu wlewamy do miksowanego serka. Raz jeszcze miksujemy, by się serek i galaretka połączyły.
Dosypujemy resztę pokrojonego ananasa, i ze dwie garście kandyzowanej skórki pomarańczowej, mieszamy wszystko za pomocą łyżki. Próbujemy ostatni raz i jeśli wszystko gra, przystępujemy do układania kolejnej warstwy torcika.
Formę z galaretką wyciągamy z lodówki i ostrożnie, łyżka po łyżce, wykładamy na uginającą się powierzchnię warstwę serkową. Przy tym trzeba ciągle pilnować, czy nic nie zaczyna tonąć. Jeśli tak, natychmiast zaprzestajemy wykładania, galaretkę wkładamy z powrotem do lodówki i dajemy jej jeszcze z kwadrans. W tym czasie jednak trzeba pilnować warstwy serka, i mieszać, by z kolei on nie zastygł nam w misce.
Jeśli serek dał się wyłożyć, wstawiamy wypełnioną formę z powrotem do lodówki na co najmniej 6 godzin. Najlepiej na całą noc, by wszystko ładnie zesztywniało.
Godzinę przed planowanym podaniem torcika naszykowujemy sobie naczynie, w które zmieści się nam forma na babkę, napełniamy je gorącą wodą i na dosłownie kilka sekund zanurzamy w nim naszą formę z torcikiem.
Wyciągamy, przykrywamy podstawą, na której będziemy podawać torcik i zdecydowanym ruchem odwracamy do góry dnem, aby torcik galaretkowy opuścił formę i osiadł na podstawie.
Dobrze jest to robić nad zlewem, bo troszkę może pocieknąć z formy podczas odwracania.
Następnie ostrożnie zdejmujemy formę z torcika, sprawdzamy, czy galaretka i serek zachowały swój kształt, po czym wstawiamy na podstawce do lodówki, by raz jeszcze sobie torcik zastygł, już bez formy.
Wyciągamy dopiero przed planowanym podaniem.
Smacznego;)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ingredients:
3 pckgs (approx.70g per 1 pckg) of pineapple jelly
1 can (approx. 565g) crushed or sliced pineapple in juice, undrained
6 cups of boiling water
400g cream cheese (no salt!)
sugar
1 tspn of orange extract
candied orange peel, sliced
The making of:
First, prepare yourself a cake mold, most preferably a 2kg pound cake pan, made from aluminium and light. This will help us to remove our mold more easy.
Put all the jelly powder into one big bowl, stir boiling water in at least for 2 min. until completely dissolved. Put aside.
Drain pineapple, reserving juice. Chop the fruits into small pieces, so it looked nicely whithin the jelly later. Put the chopped pineapple into a bowl, put aside.
Add enough cold water to reserved juice to measure 1,5 cups and put into the hot jelly. Stir all together.
Remove 1,5 cup of the mixture and set aside at room temperature. You will use it for the cream cheese mixture later.
Stir 3/4 of pineapple into remaining jelly mixture and carefully put it all into the cake pan.
Refrigerate 2 - 4 hours or until set but not firm (jelly should stick to finger when touched and should mound). If you are not sure if it is really ready as it should be, make a test: put a piece of pineapple onto the jelly and watch what will happen. If it is not drawning but the surface slightly bends - it is ready.
Mix the cream cheese with a sugar and orange extract until sweet and fragrant.
Gradually add the reserved jelly mixture to cream cheese in medium
bowl, beating with wire whisk until well blended.
If it appears that your reserved jelly already became firm - do not fret. Just heat it up a little, stirring constantly, untill it reaches a half firm form. Then you can pour it into the cream cheese mixture.
Stir in the remaining
crushed pineapple and a candid orange peel pieces. Stir, using a spoon.
Now pour cream cheese and jelly mixture over gelatin layer in mold, spoon by spoon, and refrigerate for at least 6 hours, or for the whole night.
An hour before planned serving prepare yourself a dish, where the pound cake mold with our jelly fits. Pour there a hot water, then put the mold into the dish just for a few seconds.
Remove it, quickly cover with the plate you will be serving the mold on, and with a rapid move turn the mold upside-down. It is good to make it over the stove, in case some liquid dropped from the pan.
When you hear the plopping sound, and the pan is removed easily, it means that everything is fine with your mold cake. Remove it completelly and examine whether the jelly has a desired form. Then put it on the plate into the fridge so it became firm again without the mold.
Serve imediatelly after removing from the fridge.
Eat plenty:)