Załapałam fazę na sernik jakieś dwa tygodnie temu. Nie w ten sposób, że śnił mi się co noc, czułam jego zapach dosłownie wszędzie i jak się to często dzieje w przypadku, gdy się na czymś mocno zafiksujesz, wszystko mi się z nim kojarzyło do tego stopnia, że niemal widziałam go na ulicy, wołającego z każdej witryny cukierni "Kup mnie!". Nie. To by była naturalna kolej rzeczy, że w końcu ulegam takiej długofalowej ciągocie z bez wątpienia przyrodzonym mi wdziękiem. Ja, jako dusza wybitnie rogata, jak zwykle zrobiłam to po swojemu. Któregoś wieczora po prostu mnie pierdzielnęła chęć na sernik. Jakikolwiek, chociaż tak w sumie to nie bardzo na polski. Akurat sobie przeglądałam opowiadania z cyklu "Chłopcy" i tam gdzieś mi się przewinął sernik, jaki jadła Dzwoneczek. Najprawdopodobniej ze Starbucks'a, ale akurat w to się nie miałam chęci zagłębiać. Ważniejszym od tego, jaki konkretnie to był sernik i z jakim wzorkiem na wierzchu, był fakt, że to sernik na serku kremowym, bo jak sieciówka amerykańska to przecież polskiego sernika nie będą podawać. Żadnych serów, nie ważne ile razy mielonych, zawsze będą zbyt ziarniste. Sernik rodem z hameryki. Następnie jedno doprowadziło do drugiego, zanim się obejrzałam miałam usta pełne śliny i już wiedziałam, że jakikolwiek wypiek powstanie w najbliższej przyszłości, będzie wymagał tego gładziutkiego serka. A więc będzie sernikiem w mniejszym lub większym stopniu i zaspokoi moje szurnięte pragnienie.
Nie, nie jestem w ciąży, to nie jest zachciewajka. Po prostu strasznie zachciało mi się sernika typu nowojorskiego. Nie mówcie, że wam się coś takiego nie trafia, hm?
No, niby, żaden problem. Sernik wymaga serka i paru innych rzeczy. Pójdę do sklepu, kupię i zrobię. Niby nic. Ale, wiecie, mimo różnicy w konsystencji sera twarogowego i kremowego, ważą niemal tak samo. I jak na sernik polski kupowałabym jakiś kilogram za zwyczajną, serną cenę, to kupienie kilograma serka kremowego już by zabolało. Mało tego. Za liche 200g z których nie zrobimy pełnowielkościowego ciasta, trzeba zapłacić tyle, że w sumie niektórym przechodzą zachcianki na samą myśl o ok. 10 złotych wywalonych na sam ser, a gdzie, przepraszam reszta, inni się zadowalają zwykłym twarogiem i na tym się kończą różne egzotyczne chciejstwa. A przecież nie powinno tak być! Żyjemy w czasach, kiedy w sklepach nie mamy na półkach wyłącznie octu, a dobra luksusowe można dostać wyłącznie w Baltonie za ciężkie dolary. Jest więc i ten serek kremowy w lodówkach w każdym sklepie. Ale najwyraźniej producent uznaje, że Polak użyje go tylko do kanapek, a do kanapek 200g wystarczy. O tych, co ambitnie chcą pojechać dalej, raczej się nie myśli. Solidarnie będziemy, kurna, żreć wyłącznie rodzimy, polski produkt, a jak się komu chce nowości, to do restauracji, won. Albo za granicę. Takie coś, takie potężne śrubowanie cen morduje nie tylko chęci, ale i wenę dla wszystkich, którym nie tylko schabowy i nieśmiertelna szarlotka z lodami w głowie. Czasem potrzebują... sernika z serka kremowego, no!
Ale za taką cenę...
Za taką cenę, to ja, wkurzona, przypomniałam sobie, że rzucił mi się w oczy niedawno przepis na serek kremowy robiony domowym sposobem. Tańszy. Smaczniejszy, bo bez zagęszczaczy i polepszaczy smaku i tak absolutnie prosty, nie wymagający niczego, poza czasem. Czemu nadal się zastanawiam i pieklę na ceny, skoro po dokonaniu prostych obliczeń, wyjdę na plus z podwójną ilością serka robionego w domu, w porównaniu do mizernych dwustu ubitych na kamień maszynowo gramów ze sklepu i zdecydowanie o wiele mniej za to zapłacę, niż gdybym miała całość kupić w sklepie.
Ominęłam więc dział serków kremowych, wyszukując przepis na internecie, zamarłam z zaskoczenia na widok listy składników i... chwyciłam wiaderko litrowego jogurtu. A potem w aptece - gazę.
Reszty domyślić się już łatwo. Ser się robił już po 10 minutach od powrotu do domu. Sam. A ja cała zadowolona czekałam na rezultaty, które, jak się okazało po 36 godzinach okazały się spektakularne.
Żadnej chemii. Żadnej soli, którą tak polscy producenci lubią dodawać do serka kanapkowego (przekonani, że każdy Polak weźmie go z zamiarem użycia na kanapce). Ba, żadnego miksera, masła, śmietan, dodatków... nic. Tylko lodówka. Tylko gaza, jogurt i grawitacja, która za ciebie wyciąga z jogurtu serwatkę, zostawiając w gazie dokładnie to, co znamy jako serek kremowy. Tak jest! Serek kremowy to jogurt pozbawiony serwatki. I za ten prostacko zwykły pomysł każą nam przepłacać? Nigdy więcej.
Szczególnie, że z 1 litra jogurtu wyszło mi prawie 400g serka. Przeliczając więc... nie, nie jestem dobra w matmie. Przejdźcie się do sklepu i dla rozrywki zobaczcie ile zapłacicie za litr jogurtu w porównaniu do cen serków typu Filadelfia i President. Rezultaty was zaskoczą i to bardzo pozytywnie:)
Serek, jak widać na poniższym zdjęciu, wychodzi śliczny. Bielutki. Tłuściutki. Mógłby być piękniejszy, gdybym nie robiła go z zamiarem przerobienia potem na sernik. Mógłby. W przepisie poniżej macie sposób, jak uczynić go małym, cudownie ukształtowanym dziełem sztuki. Ale ci, co im tylko serniki w głowie, wyrzucą zawartość gazy już po procesie produkcyjnym wprost na wagę, odważą właściwą ilość na ciasto, a resztę pożrą łyżkami błogosławiąc się za rozum i oszczędność. A smak? Poezja nie smak. Troszkę podobnie smakuje do Bielucha, ale lepiej. Bogatsza nuta, przyjemniejsza jedwabistość... jeśli nie zjecie w serniku, to zdecydowanie na chleb też się nie dostanie. Prosto z gazy do ryjka, słowo. O ile nie macie mocnego samozaparcia, znaczy się:)
Same plusy, miśki. Jeśli więc wasze chęci na serniki wytrzymają półtorej doby, to problem ceny serka kremowego zupełnie przestanie was dotyczyć. Pojawi się pewnie problem z dodatkowymi centymetrami w biodrach, ale, warto zaryzykować i raz na jakiś czas rozpieścić siebie samego. Ci, co dyktują ceny w sklepach wystarczająco dużo robią, by nam nadwątlić samopoczucie, ale, jak to się mówi, gdzie bogowie zamykają drzwi, gdzieś indziej otwierają okna. To akurat otwarło się na innowację.
To co, wyłazimy?:)
Please scroll below for the "red" recipe in english version:)
Składniki (na 350-400g serka):
1 litr jogurtu naturalnego (ja wybrałam Jogurt Kuchmistrza z Mlekovity)
gaza (zakupiłam 3 opakowania metrowe, najtańsze i było w porządku)
Wykonanie:
Na durszlak wykładamy jedna po drugiej, 3 warstwy gazy. Każda rozłożona metrowa gaza składa się tak naprawdę z dwóch warstw, więc w sumie powinniśmy otrzymać izolację z 6 warstw gazy.
Pod sito wkładamy garnek lub talerz, ponieważ niemal od razu serwatka zacznie przeciekać.
Jogurt wylewamy na środek gazy.
Zbieramy ostrożnie jej końce, zwisające dotąd po bokach z każdej strony sita i zbieramy je ze sobą u góry w taki sposób by jogurt w gazie utworzył kształt woreczka. Już w tym momencie serwatka z jogurtu zacznie wyciekać kroplami na sito i do naczynia pod spodem.
Końce gazy związujemy mocno ze sobą przy pomocy długiego kawałka sznurka lub włóczki bezbarwnej. Następnie bierzemy wysokie naczynie (najlepiej gdyby miało ze dwa litry), oraz drewnianą łyżkę.
Korzystając z tego, że sznurka do wiązania gazy zostało nam jeszcze sporo, przywiązujemy go mniej więcej pośrodku rączki łyżki tak wysoko jak tylko się da, po czym wkładamy gazę z zawartością ostrożnie do wysokiego naczynia i opieramy łyżkę o jego krawędzie. Musimy przy tym pamiętać, by między dnem naczynia, a końcem gazy z jogurtem była przestrzeń wolna, ponieważ aby serek się utworzył, serwatka musi wycieknąć, a pozostałość podeschnąć.
Wysokie naczynie z gazą i łyżką wkładamy do lodówki na 24-36 godzin. Co jakiś czas należy kontrolować ilość serwatki na dnie i wylewać ją (najlepiej nie do zlewu, a do innego naczynia, by użyć do czego innego, ponieważ jest bardzo zdrowa), ponieważ tworzący się serek nie może w niej być zanurzony.
Po 36 godzinach, gdy przy ostatnim wylewaniu serwatki było jej znacząco mało, przenosimy naszą gazę ponownie na sito. Odcinamy gazę ze sznurkiem i ostrożnie rozchylamy warstwy, zaczynając od najwyższej. Delikatnie odciągamy gazę z boków powstałego serka kremowego, a potem przenosimy go do naczynia, skąd będziemy go wybierać i używać.
Ponieważ mój serek powstał z przeznaczeniem na użycie w serniku, nie dbałam zbytnio o wygląd zewnętrzny produktu i swobodnie wybierałam rozmaite kawałki powstałego serka z górnej warstwy, a potem z dolnej, gdzie jak się okazało, było go najwięcej i przekładałam do miski. Jeżeli zależy nam jednak na równiutkiej łezce albo kształcie babeczki lub równego kręgu, w dodatku z wzorkiem gazy na wierzchu, możemy wyścielić kokilkę ponownie dwoma warstwami gazy, starannie układając ją na dnie i po bokach, wyłożyć do środka serek, przyciskając go, by zawierał jak najmniej powietrza, następnie przykryć krążkiem wyciętym z folii o średnicy kokilki, docisnąć i włożyć ponownie do lodówki na kilka godzin.
Po tym czasie zdjąć plastik, ostrożnie odwrócić kokilkę na talerz do góry dnem, wyjąć serek w gazie i ostrożnie ją ściągnąć. Otrzymamy serek z ozdobną, koronkową siateczką na wierzchu i w pożądanym kształcie, gotowy do zachwycania nim gości.
Proponowany przepis służy do wykonania serka kremowego o naturalnym smaku. Zawsze jednak można go dosolić, dodać przypraw, szczególnie, jeżeli ma służyć do jedzenia z pieczywem, a nie do pieczenia sernika. Dosmaczamy go na etapie formowania, gdy pakujemy go do kokilki.
Smacznego!
-----------------------------
Ingredients (for about 350-400g of cream cheese):
1 litre of natural yoghurt
1 cheesecloth
The making of:
Put 3 layers of cheesecloth on the collander. Each layer consists of 2 parts, so all in all you will have 6 layers of cheesecloth.
Put a dish under the collander, for the whey starts to drop throughout the cheesecloth almost imediatelly.
Pour the whole yoghurt in the middle of cheesecloth layers.
Gather all the outside parts of cheesecloth and gather them together, creating a kind of sack, with a yoghurt inside. The wey should start to drop like now.
Tie the ends of cheesecloth with a twine. Then prepare a wooden spoon and a high dish (2litre for instance).
Tie the cheesecloth with the same twine to the wooden spoon, in the middle of a handle, then put the sack into the high dish and rest the spoon on the edges. Remember that there has to be a space left between the bottom and the end of sack, for if the cream cheese is ought to create, the whey must flow out and the remaining part of yoghurt dry and harden apart of it.
Put the dish with cream cheese-to-be into the fridge for 24-36 hours. Check it from time to time to pour the whey into the separate dish (do not throw it away, it is good for your health), for the cream cheese cannot flow in it.
After 36 hours have passed, remove the dish from a fridge, and relocate the cheesecloth again into the collander. Cut out the top part of cheesecloth and carefully uncover the cream cheese. Remove it from your homemade cream cheese and put the cheese into the dish you will be using it of.
Now, I created my homemade cream cheese exclusively for a cheesecake, so I did not bother with its look, just the taste, so I removed it just because from its cheesecloth and put it into the bowl, and that was the end of a job. But if you want it to look nicely, and have a shape of a tear or like a little, even circle, with a lacey pattern on the surface, there are some more things to do.
In this case you should put like two clean layers of cheesecloth into the ramekin or any dish you want to shaped your cream cheese, then put the cream cheese inside, pressing it gently, so there was no air bubbles left. Then cover it with a foil circle having the same diameter as the dish, preasure it gently again, and put into the fridge for another couple of hours.
Then remove the foil circle, turn the dish upside down to remove the cream cheese together with cheesecloth, then peel it off gently. And there you have - a pretty, little homemade cream cheese, looking all fine and dandy.
Using this recipe you will get a cream cheese having the natural flavour. No salt, no seasoning. But you can always give it your desired flavour, especially when you want to eat it with bread, not use it to any cheesecake. In that case all the seasoning should be added during the process of putting the cream cheese into the dish of the desired shape, and you will receive a cream cheese with a flavour of your choice.
Cheers!
Muszę koniecznie wypróbować, jak tylko znajdę odpowiednie naczynie i zrobię miejsce w lodówce :)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej zachęcam:)W moim przypadku doskonale sprawdził się taki duży słój do kiszenia kapusty. Wyjęłam dodatkowo jedną ze szklanych półek i wszystko wpasowało się przepięknie.
Usuń