Jak większość z was się orientuje, pancakes nie mają niemal nic wspólnego z naszymi naleśnikami. Inne składniki, inna faktura, zupełnie inny smak po upieczeniu. Nawet pora zjadania ich różni się od naszej pory naleśnikowej - czyli obiadu. Obywatele USA pożerają swoje pancakes najczęściej na śniadanie lub brunch (późne śniadanie przeciągające się aż do popołudnia), w wersji klasycznej nie wkładają nic do nich, nawet ich nie zawijają, tylko stosik pancakesów polewają syropem klonowym z masłem lub bez niego.
Ciężko by zresztą było tego dokonać, gdyż typowe pancakes są grubości trzech naszych, polskich naleśników, jeśli nie pięciu. Szczególnie wyrośnięte, z małej patelni i bazujące mocno na swych korzeniach czyli na naleśnikach irlandzkich, grubością przypominają nasze racuchy. Ciężko sobie więc wyobrazić, by dało się je zwinąć w rulonik, a do środka wpakować dżem. Masakra, okruszyny wszędzie dookoła, naleśnik w kawałkach i przeklinająca pani domu - nie radzę więc kombinować. Lepiej trzymać się oryginalnego sposobu podania, a na pewno się nie zawiedziecie.
Gwoli wyjaśnienia, nasze, typowe naleśniki, te cienkie jak papier, również goszczą w bratnich paszczach kolegów z Ameryki. Noszą tam jednak nazwę crepes. Czyli z francuskiego - naleśnik.
My jednak zamiast interesować się teraz polskimi naleśnikami, przejdźmy do typowych pancakes.
Jak już wspomniałam, w klasycznej postaci, czyste, podawane są tylko z dodatkiem syropu klonowego. Jednak istnieje uznawana za równie klasyczną, wersja z borówkami amerykańskimi, które wsypuje się do gotowego ciasta i smaży całość na patelni. Borówki pękają w czasie smażenia, a ich sok robi z pancakesami niesłychanie smaczne rzeczy.
Poniższy przepis właśnie jest przykładem takich typowych blueberry pancakes - amerykańskich naleśników z borówkami. Bo właściwie, czemu by nie? Dwie działki, na każdej krzaki borówek uginają się obecnie pod ciężarem owoców, nie skorzystać byłoby grzechem. Szczególnie, że mój Młody wyjątkowo lubi akurat te naleśniki, na równi ze mną i mym chłopiną, więc zamiast kręcenia nosem i "ble" wyjaśniającego, że mu nie pasuje to, co ma na talerzu, podczas posiłku złożonego z pancakes słychać tak podnoszące na duchu mielenie trzech par szczęk, tudzież okazyjne oblizanie palców z syropu i soku borówkowego.
Serce rośnie! Dupa pewnie też, ale w obliczu tak dobrego jedzenia, spuśćmy na to zasłonę milczenia.
Genialnie prosty i smaczny przepis na pancakes, podobnie jak ten na klasyczne brownie dopadłam całe lata temu z jakiejś gazety, więc nie jest obecnie możliwe podanie źródła. Zresztą... kto by na to patrzył w obliczu tak złocisto-jagodowej cudowności przed swoim nosem...
Składniki (wychodzi z nich 7 sztuk pancakes, czyli porcja dla przeciętnie głodnej 1 osoby):
1 szklanka mąki
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
1 łyżka cukru
szczypta soli
1 cukier waniliowy
1 szklanka maślanki (temperatura pokojowa!)
1 jajko (temperatura pokojowa!)
2 łyżki rozpuszczonego masła
masło do smażenia
garść borówek amerykańskich
1 łyżka golden syrup'u
syrop klonowy
Wykonanie:
W jednej misce mieszamy wszystkie suche składniki, czyli mąkę, proszek do pieczenia, sodę, cukier i cukier waniliowy, oraz szczyptę soli.
W drugiej misce umieszczamy maślankę, jajko i wcześniej rozpuszczone i nieco ostudzone masło.
Składniki mokre miksujemy ze sobą, po czym przelewamy je do składników suchych.
Wszystko razem miksujemy aż się połączy, wrzucamy do ciasta umyte wcześniej borówki amerykańskie i mieszamy z ciastem za pomocą łyżki.
Ciasto można odstawić na godzinę. Wtedy pancakes będą bardziej puszyste, ale równie dobrze można od razu brać się za smażenie.
Bierzemy malutką patelnię, rozgrzewamy ją i omaszczamy kawałkiem masła.
Na tę patelnię i rozgrzewające się masło, przy pomocy chochelki po kolei wylewamy porcje ciasta - mniej więcej połowę jej zawartości na smażenie jednego naleśnika.
Ciasto rozprowadzamy równo po całej patelence i zaczynamy smażyć. Będzie rosło i bąbelkowało, więc dobrze jest potrząsnąć patelnią od czasu do czasu, by górna, nie usmażona część ciasta wylądowała po bokach i również się smażyła.
Gdy większość górnej części pancakesa jest ścięta, a brzegi złotawe i wyrośnięte, przy pomocy teflonowej łopatki zdecydowanym ruchem przewracamy go na drugą stronę i smażymy, czym prędzej maśląc po bokach patelni, by tłuszcz dostał się i do drugiej strony naleśnika.
Potrząsamy, by nie przywarł.
Borówki w tym momencie już będą puszczać sok i pękać.
Naleśnika uważamy za upieczonego, gdy jest złoty z brązowawymi kręgami lub ciapami.
Przerzucamy go na talerz i smażymy kolejne w ten sam sposób. Każdy kolejny kładziemy na ten pierwszy, tworząc zgrabny stosik.
Gdy zużyjemy całe ciasto, możemy przystępować do konsumpcji. Na szczyt górki z pancakes nalewamy solidną łyżkę golden syrup'u (doda świeżego, cytrynowego smaku w tej całej słodyczy syropu klonowego), a potem nie żałując sobie, polewamy pancakes ulubioną ilością syropu klonowego.
I zjadamy, jak komu pasuje. Po jednym, lub od razu siedem na raz, krojąc z góry do dołu całą porcję.
Pancakes powinny wyjść nam puszyste, odrobinę tylko słodkie, smak borówek wyraźnie wyczuwalny. Im mniejsza patelnia, na której smażymy, tym będą wyższe i bardziej puchate.
A przepisu na domowej roboty golden syrup możecie spodziewać się już wkrótce:)