Po ostatnich upałach przeplatanych z deszczami, sypnęło grzybami. Co prawda ja ostatnio nie miałam czasu jeździć (dwa tygodnie bez grzybobrania... i te wszystkie grzyby, które mogłam mieć w koszyku, zebrał, zeżarł i strawił jakiś miejscowy! Rozpacz i zgrrroza!:)), ale teść ponoć już dopadł dwanaście borowików. A skoro borowiki łaskawie pokazały łby, to kurek musi być zatrzęsienie.
Kurki to bardzo wdzięczne grzyby. Smaczne, bardzo ładne, szybko się je znajduje, bo żółcą się jaskrawo w zielonej lub brązowej ściółce i nie do pomylenia z niczym innym, trującym lub po prostu niejadalnym. Można marynować - super smaczne w zimie, jak nie lza ich dostać, nawet w sklepach. A na surowo pasują też do rzeczy, o których wcześniej bym nie pomyślała, że podejdą. I to nie do zwykłych jajecznic czy czerwonego mięsa. To wie każdy. Do deserów też kurek nie dodajemy, bo to by była profanacja. Grzybów, nie deserów. I nikt by nie tknął kurek z bitą śmietaną.
Pasują do ryby.
Tak właściwie nie połączyłabym ich i z rybą, ale nie miałam ostatnio wyboru. Dwa, duże, soczyste filety z miruny wyczekiwały swej szansy w zamrażalniku. Bez ości, śliczne, na dodatek rybą woniejące mniej niż wszystkie znane mi ryby. Nie miałam też zupełnie ochoty oklepaną metodą pakować je w bułkę tartą i smażyć jak kotleta. Ten ulubiony sposób podawania filetów pamiętam z czasów, gdy byłam mała, a z ryb widywało się tylko kostki z mintaja. Paskudztwo i oznaka biedy wszędzie dookoła. Jak kto jadł rybę, to zazwyczaj tak i to do znudzenia w każdy piątek. Co prawda krwawych przysiąg, że nigdy więcej ryby nie tknę, nie zrobię i nie powącham, nie składałam, ale jakoś... no, z rybą dogadać się nie mogę. Zjem od święta, od święta zrobię, ale szczególnie nie kocham, o ile nie są wigilijnym karpiem, smażoną makrelą nad morzem, albo pstrągiem znad Soliny lub z "Doliny Pstrąga". Te z kolei są robione w taki sposób, że nawet nędznemu entuzjaście ryb - smakują.
Wracając jednak do miruny. Zimowała mi w zamrażalniku kolejny tydzień, coś trzeba było z nią zrobić. A i ówczesna wyprawa na grzyby (końcówka lipca) zaowocowała ponownie kurkami, których ilość wysłała dno sporego kosza. Na sos za mało, na jajecznicę szkoda. Czekać musiały do następnego dnia, aż pańcia spojrzy ponownie na rybę, spojrzy na kurki czekające zlitowania (dostrzegając też garść zapomnianych pieczarek w lodówce), doda dwa do dwóch, czyli brak pomysłu na rybę i brak pomysłu na trzy garście kurek i ostatecznie z miną ryzykantki wyciągnie patelnię, rozmrozi rybę i pójdzie na żywioł, by z obu "braków pomysłów" stworzyć całkiem ciekawe i smaczne "coś".
W ten sposób połączyłam kurki, pieczarki, filet z miruny, rozmaite zioła, śmietanę i duuużo ciekawości. Efekt wyszedł tak smaczny, że danie zaczęło się pojawiać na stole, ile razy miałam pod ręką kurki i rybę, ku radości mego rybożernego męża.
A teraz podzielę się nim z wami, by marnowaniu jedzenia powiedzieć stop i przedstawić sposób jej zagospodarowania w niezwykły sposób (korzystajcie, póki kurki jeszcze są):
Składniki:
1 filet z miruny bez ości (lub innej ryby o białym mięsie, to już wasz wybór, byle nie była zanadto wonna)
3 solidne garście kurek (można dodać i trochę pieczarek, by grzybów wydawało się więcej, zawsze jednak kurek powinna być przewaga)
1 pęczek koperku, drobno pokrojony
3 ząbki czosnku, drobno pokrojone
1/2 kubka kwaśnej śmietany 18%
majeranek, sok z cytryny, sól, pieprz, tymianek
oliwa z pestek winogron do smażenia ryby
masło do duszenia grzybów
Wykonanie:
Filet z ryby, jeśli mamy zamrożony, rozmrażamy i upewniamy się, że nie ma ości. Jeśli ości są, wyskubujemy je jak najdokładniej. Myjemy, osuszamy.
Filet kroimy na cztery równe części, z obu stron solimy, pieprzymy, skrapiamy sokiem z cytryny.
Na głęboką patelnię nalewamy solidnie oliwy, rozgrzewamy ją, i kładziemy kawałki ryby, by je usmażyć. Kawałki posypujemy odrobiną pokrojonego koperku z obu stron podczas smażenia. Trzymamy je na patelni tylko tyle, by się usmażyły, a nie rozpadły. Ryba też nie powinna być sucha. A więc dosłownie kilka minut z jednej strony, kilka minut z drugiej.
Rybę usmażoną ściągamy ostrożnie z patelni za pomocą drewnianej łopatki, odkładamy na talerz.
Kurki myjemy. Jeśli są duże, kroimy na kawałki. Malutkie wrzucamy w całości na ten sam tłuszcz co pozostał po rybie i na tę samą patelnię. Jeśli mamy w zapasie inne grzyby, których szkoda zostawić, a można dodać - również wrzucamy. Dorzucamy kawałek masła w pokrojone grzyby i podłączamy ogień pod patelnią.
Grzyby smażymy na średnim ogniu 10-15 minut, aż zaczynają ciemnieć i robią się miękkie. Należy je cały czas mieszać, by się nie przypaliły. Jeśli po tym czasie nadal są twarde, dolewamy na patelnię trochę wody, zakrywamy przykrywką i dusimy, aż zmiękną, często mieszając.
Pod koniec duszenia dorzucamy czosnek, sól, pieprz, majeranek i tymianek, w takiej ilości by były wyczuwalne, ale nie przejęły smaku grzybów.
Gdy grzyby są już gotowe pół kubka śmietany (około 3 łyżki), łączymy z 1,5 łyżki mąki w osobnym naczyniu, starannie mieszamy. Dodajemy do nich następnie 1 łyżkę duszących się grzybów i mieszamy. Ma to na celu wyrównanie temperatury śmietany i grzybów, by śmietana się w sosie nie zważyła.
Gdy nasza śmietana jest już ciepława (im cieplej tym lepiej) dodajemy mieszaninę na patelnię stopniowo, aż do końca śmietany i intensywnie mieszamy wszystko razem.
Zależnie od tego ile nam zostało płynu na patelni - uzupełniamy jego zawartość, czy to dolewając wody przegotowanej i mieszając wszystko razem, czy ponownie po łyżce śmietanę. Celem jest uzyskanie sosu, w którym potem umieścimy naszą rybę, by nieco nim przesiąkła. Musi więc być chociaż odrobinę płynny.
Do sosu dorzucamy od razu większą część pokrojonego koperku, mieszamy ponownie i chwilę pozwalamy smakom przejść sobą, cały czas pilnując, czy sos nadal jest płynny. Ostatecznie próbujemy sosu i doprawiamy.
Na koniec ostrożnie do sosu wkładamy rybę, oblewamy usmażone filet nim obficie i pozwalamy im się macerować w sosie kilka minut. Co najmniej tyle, by się ryba podgrzała. Należy też podczas podgrzewania ryby i sosu, poruszać nią od czasu do czasu by nie przywarła, a sos się nie przypalił.
Jeśli troszkę nam boki filetów odpadną w trakcie tej ostatniej operacji - zdarza się. Nie ma co panikować. Są przecież w sosie, a sos zje się i tak.
Gotową mirunę w sosie podajemy od razu po usmażeniu, w towarzystwie makaronu świderków, posypując resztką pokrojonego koperku.
Smacznego:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz