Rzecz prostsza do zrobienia niż pójście do sklepu i kupienie cukru wanilinowego, który z uporem maniaka my, Polacy, nazywamy, waniliowym. A cukier wanilinowy z wanilią ma tyle wspólnego, że tylko odrobinę pachnie jej chemicznie uzyskanym substytutem.
Nie chcę w sumie wiedzieć, z czego jest produkowana wanilina. Gdzieś mi się obiło o uszy, że biorą w tym udział krowie odchody, ale chyba lepiej dla wszystkich będzie spuścić na to zasłonę zapomnienia.
Cukru wanilinowego używają już co najmniej trzy pokolenia Polek, do aromatyzowana swych wypieków, ja osobiście nie pamiętam, bym kiedykolwiek widziała prawdziwy cukier waniliowy w jakimkolwiek sklepie. Podobno kiedyś był. Zniknął na korzyść tańszej waniliny i tak już zostało. Ale, wiecie, tylko krowa nie zmienia poglądów. Skoro można dużą ilość czegoś znacznie lepszego zrobić, generalnie wykonując tylko 3 czynności, a potem cieszyć się doskonałym aromatem prawdziwej wanilii w ciastach przez długi czas, to grzechem jest pójście na leniwca i nadal korzystanie z kupnego cukru. Kupnego, czaicie?:D Brrrr...
Przepis na ekstrakt z wanilii pojawia się w masie przepisów na ciasta, rodem z zagranicy. Nie dostaniemy go u nas w sklepach na pewno. Stawiają ciągle na ten cholerny cukier z waniliny na zasadzie "durne kupowały przez trzydzieści lat, nie znają nic innego, to będą kupować dalej". Po co więc dać na półki coś, co jest droższe w produkcji, chociaż o niebie lepsze? Po co? A o tej kupie, z której się robi wanilinę, to przecież nie każdy wie i w sumie pewnie wygodniej jest nie wiedzieć...
No ale wracając do ciast, przynajmniej 90% z tych, na które przepisy czytałam i prawie wszystkie, które wypróbowałam, mają ten składnik, więc w końcu, znużona otwieraniem torebek z kupnym cukrem, poszłam po rozum do głowy i na bloga Doroty, pogrzebałam tam i znalazłam to, czego mi było potrzeba do pełni szczęścia.
Mój ekstrakt z wanilii ma już prawie miesiąc. Ostatnio dla próby, dwa dni temu, użyłam go po raz pierwszy w cieście "Uśmiercenie Czekoladą" i naprawdę niebo w gębie i nosie. Żaden cukier wanilinowy wam tego nie zapewni.
Dlatego też, bez zmian w przepisie, przeblogowuję przepis z Moich Wypieków na doskonały ekstrakt z wanilii. Prościutki do wykonania, wymagający dwóch składników i szklanej butelki. Oraz co najmniej miesiąca cierpliwości, dwóch, by osiągnął właściwą moc.
Ale, uwierzcie mi, warto czekać.
Aha, do większości wypieków używa się maksymalnie 1 łyżeczki ekstraktu. Wystarcza to w zupełności na aromatyzowanie całego ciasta i nie czuć w nim absolutnie alkoholu, który jest podstawą ekstraktu. Jednak więcej niż jedna łyżeczka może już wpłynąć na dziecko, jedzące to ciasto, więc lojalnie ostrzegam, nie szalejcie z tym składnikiem, jeśli akurat wasze pociechy ciasto z ekstraktem będą spożywać. Nie chcemy w końcu dziabniętych dzieciaków mieć, nie?
Zdjęcie poniżej jest średniej jakości. Nie mam dobrego aparatu pod ręką, a chcę skończyć już wpis, więc tak pi razy oko, kolorystykę ogarniecie.
Za miesiąc ekstrakt będzie jeszcze ciemniejszy.
Składniki:
3 duże laski wanilii (można i dodać do tego laski częściowo zużyte, bez ziarenek, bo nadal zawierają potrzebny aromat)
1 szklanka wódki (użyłam u siebie Stocka, jako, że potrzebowałam mniej "woniejącego" alkoholu, żeby to wanilia, a nie wóda była potem wyczuwalna)
1 szklana butelka ze szczelnym korkiem (inne szklane naczynie ze szczelnym zamknięciem też może być)
Wykonanie:
Laski wanilii przecinamy na pół wzdłuż. Nie pozbawiamy ich ziarenek. Tak przecięte wkładamy do butelki. Przepis podaje o trzech co najmniej, ale można napakować i więcej. Im więcej wanilii, tym bardziej aromatyczny ekstrakt nam wyjdzie.
Wanilię w butelce zalewamy szklanką wódki i zamykamy szczelnie korkiem.
Już po paru chwilach wódka zrobi się ciemniejsza i mętna, zaczną w niej latać farfocle i ziarenka. To dobrze. Znaczy, że proces ekstrakcji się zaczął.
Butelkę wkładamy w ciemne miejsce, w temperaturze pokojowej (nie do lodówki, ale do jakiej szafki jak najbardziej) i na skorzystanie z ekstraktu czekamy co najmniej miesiąc, co jakiś czas wyjmują butelkę i potrząsając nią. Po dwóch miesiącach ekstrakt powinien osiągnąć full aromatu.
Ja osobiście trzymam tę butelkę ustawioną pod kątem w cargo. Jak widać laski wystają ponad linię alkoholu, a chcę, by całość aromatu szła w płyn, więc ustawienie pod kątem sprawia, że laski wanilii są cały czas zanurzone.
Ekstrakt można trzymać w domu bardzo długo. Nie zepsuje się. W miarę wyczerpywania się cieczy, można dolewać jeszcze alkoholu i dorzucać wanilii. W ten sposób zapewnimy sobie stały dostęp do tego świetnego, naturalnego aromatyzera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz