Za dwa dni zaczyna się kocioł z prezentami. Przynajmniej tutaj, w Polsce. Bowiem 6 grudnia obchodzimy Mikołajki - święto na które czekają wszystkie dzieciaki. To taka zapowiedź magicznego czasu przed świętami, gdy zaczyna się powódź prezentów. Przynajmniej dla mojego synka. Najpierw Młodzian ma Mikołajki, potem Aniołek (Gwiazdka albo Gwiazdor, jak się przyjmuje w różnych częściach kraju) przynosi mu coś pod choinkę w Wigilię, a ulewa prezentowa kończy mu się de facto pod koniec stycznia, w urodziny.
Więc generalnie nie ma się co dziwić, że temat "co dostanę od Mikołaja i jak szalone mogą to być pomysły, bo a nóż, dostanę" jest u nas na wokandzie od dobrych 3 tygodni. W tym roku opócz normalnych prezentów, moje dziecię poprosiło i nawet własnoręcznie narysowało dom z basenem i przyległościami, w liście do Mikołaja.
To ja się może dołaczę do jego prośby, gdyby ktoś z góry miał nadwymiarowy przydział szczęścia i chciał się podzielić, na przykład podczas losowania Lotto. Ten dom byłby całkiem miłą niespodzianką:D
Żarty jednak na bok, list został w końcu napisany, przyklejony na okno i Mały zaczął czekać, codziennie sprawdzając, czy zniknął. Wczoraj nawet upiekliśmy specjalnie dla Mikołaja ciasteczka, ozdobiliśmy (ciasteczka i pół kuchni) lukrem i ozdobami i z pietyzmem zanieśliśmy talerzyk ciastek i szkalnkę mleka, by ustawić obok listu na parapecie. Mikołaj przecież już je zbiera, musi być zmęczony i głodny, niechże więc spróbuje, co to dobrego Dominik z mamą przygotowali dla niego.
I zostawi "tłusty" upominek. Taki zamerykanizowany zwyczaj, ale w sumie... bardzo miły:) Dlatego go stosujemy kolejny rok.
A ciastka? Musiały być świąteczne, piękne i smaczne. Innych się przecież jako haracz nie zostawia. No i świeże, robione ze szczerego serca sześciolatka (nic to, że to serce tak pięknie wałkowało ciasto i wycinało ciacha, dekorując potem je z zapałem, napędzane tym, że to fajna zabawa i coś może potem z tego "skapnąć":)).
Mnie z kolei jak zwykle przyświecał inny pomysł. Od roku miałam upatrzone ciastka i bardzo chciałam je wypróbować. Nadarzyła się okazja... i są. MeMaw Sheldona Coopera z Big Bang Theory na pewno by poleciła.
A tak, ponieważ ciasteczka świąteczne, które są bohaterami dzisiejszej felki, są tymi ciastkami, które Sheldon Cooper kocha najbardziej, robionymi przez babcię. To te ciasteczka "smakują jak jej uściski" i zdecydowanie rozgrzały serce zimnego jak ryba naukowca, gdy jego dziewczyna Amy dała mu je w prezencie, własnoręcznie upieczone. Zresztą popatrzcie:
Moment z ciastkami
Jak zwykle zatrzymajmy się w miejscu, gdy ciastka oglądają światło dzienne w filmiku. Skoro już udało mi się dopaść przepis, to swoim zwyczajem odtwarzam jak najdokładniej to, co widzę.
Mamy więc tutaj ciastka świąteczne, o kształcie choineczek, polukrowane bardzo ładnie.
Niewiele nam wiadomo o konsystencji, chociaż troszeczkę widać. Nie rozsypują się gryzione, ani nie wyglądają na ciągnące, jak większość amerykańskich snickerdoodles, z mokrym środkiem i chrupiącą warstwą zewnętrzną. W istocie, świąteczne ciasteczka w Stanach przypominają dosyć to, co my nazywamy ciasteczkami świątecznymi, gdy nie robimy nieśmiertelnych pierniczków. Półkruche, powiedziałabym, ale raczej nie są na drożdżach. Nie za twarde, tak, że ugryzienie nie jest siłowe. W końcu Sheldon nadgryzł swoje ciastko całkiem miękko.
Nie mają też nadzienia, ani kawałków czekolady w środku.
Przypuszczam też, że w przypadku Sheldona - zbiorowiska rozmaitych fobii i dziwacznych przyzwyczajeń - nie mogłyby być zbyt napakowane przyprawami korzennymi. Zresztą teksańczycy, o ile się zdołałam zorientować, lubią swoją kuchnię prostą, nie wymodzoną, a wypieki słodkie.
Czyli przepis, który podobno jest właśnie na te ciasteczka, udostępniony przez Fox'a rok temu - pasuje jak ulał. Jak zwykle nieco go zmodyfikowałam, dodając własne uwagi i uzupełnienia, ale generalnie trzymałam się go.
Nie ma więc co dalej kombinować. Jest przepis, jest potrzeba, są chęci i składniki - całkiem, zresztą, zwyczajne - bierzmy się za pieczenie, bo Mikołaj tuż, tuż, poganiany Świętami.
Składniki:
1 i 1/2 szklanki miękkiego masła
1 szklanka cukru
1 jajko
1 łyżeczka olejku migdałowego lub ekstraktu z migdałów (przepis wkrótce na Bantofelkach w dziale DIY)
3 i 1/2 szklanki mąki
lukier do ozdoby, ozdoby wszelakie cukrowe, mazaki cukrowe do pisania po ciastkach, co wam się zamarzy
Wykonanie:
Nagrzewamy piekarnik na 190 stopni Celsjusza.
Masło kroimy na wiórki i wrzucamy do miski od miksera. Ubijamy na puszysto.
Dodajemy cukier, jajko i olejek migdałowy, ponownie starannie miksujemy.
Do masy dosypujemy po jednej szklance mąki. Każdą starannie wmiksowujemy w masę, zanim dosypiemy kolejną. W tym momencie ciasto może nam się zacząć robić sypkie. Ponieważ będziemy je jeszcze zagniatać, musi się połączyć. W tym celu do ciasta dolewamy po łyżce mleka. Wmiksowujemy i czekamy na efekty. Po 2 lub 3 łyżkach ciasto ładnie nam się zacznie łączyć w misce miksera.
Przekładamy je na stolnicę nieco posypaną mąką i zagniatamy szybko, kilkakrotnie, tworząc zwartą kulę.
Przecinamy ciasto na pół. Jedną część dajemy do lodówki w folii aluminiowej, drugą rozwałkowujemy na stolnicy za pomocą wałka, na grubość tak około 1/2 centymetra. Może być nieco więcej, ale generalnie ciastko grubsze niż 1 cm może nam się nie upiec. Pół centymetra to taka fajna, optymalna wielkość.
Za pomocą foremek wykrawamy ciasteczka o świątecznych kształtach. Ścinki zbieramy razem, zbijamy w kulę, gnieciemy w rękach i powtarzamy proces do momentu aż ciasto nam się skończy i zostaną tylko wykrojone ciastka. To samo robimy z pozostałym ciastem schowanym wcześniej w lodówce.
Surowe ciastka przekładamy na blaszkę wyłożoną folią aluminiową i dekorujemy. Tak, przed pieczeniem. Szczególnie, jeśli używamy pisaków cukrowych i rozmaitych cukrowych posypek. Nic się im nie stanie podczas pieczenia, trzeba tylko pamiętać, by za dużo tego lukru na ciastka nie dać, by nie spłynął.
Ciastka, na blaszce, udekorowane wedle naszej chęci, wkładamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy 11-15 minut (zależnie od piekarnika) aż stwardnieją. Mogą też leciutko wyzłocić się na brzegach, ale wtedy to jest ostatnia chwila, by je zdjąć. Mają tendencję do szybkiego przypalania się na spodzie.
Ciasteczka wyjmujemy z piekarnika, chwilę pozostawiamy na blasze, by wystygły. Po paru minutach przekładamy je na czystą ściereczkę, każde osobno i pozwalamy in wystygnąć zupełnie.
Nie kładziemy jedno na drugie póki całkiem nie ostygną! Lukier może przywrzeć do spodu poprzednika i zniszczy całą ciężką pracę z dekorowaniem.
Możemy spożywać ciepłe, chociaż zimne, następnego dnia, są smaczniejsze.
Alternatywny sposób dekorowania też wchodzi w grę.
Jeżeli mamy pragnienie zrobić im domowy, smakowy lukier, powstrzymujemy się przed dekorowaniem, zanim ciastka się upieką. Dopiero na zimne, upieczone rozsmarowujemy lukrową mieszaninę (standardowe 10 łyżek cukru pudru i tyle gorącej wody by lukier był gęsty, plus sok z cytryny - na cytrynowy, łyżeczka lub dwie konfitury - na czerwony, z dodatkiem zielonego barwnika spożywczego - na zielony, itp.). Zaraz na ten ciepły lukier narzucamy ozdoby cukrowe i pozwalamy lukrowi stwardnieć, zanim zabierzemy się do jedzenia, czy składania ich na jedną stertę.
Smacznego i stosu prezentów od zachwyconego Mikołaja:)