Każdemu się zdarza, że czas go goni. Że po prostu go nie ma, szczególnie, jeśli uważał, że ma go bardzo dużo i ze wszystkim zdąży, więc nie musi się spieszyć. A tu nagle nawarstwia się do cholery spraw i nim się obejrzysz z całej masy rzeczy, jakie były do zrobienia, zrobiłeś jedną trzecią i to na dodatek po łebkach.
Jak jeszcze musisz zrobić obiad, na zewnątrz upał dochodzi do 30 stopni i masz jeszcze w perspektywie wyjść na ten upał i udać się po potomstwo do przedszkola i to wszystko w ciągu godziny - ręce i cycki opadają, jak mawia mój znajomy:)
Zapracowane mamuśki tak właśnie mają. Nawet jeśli pracują w domu. Szczególnie jeśli pracują w domu. Czas, jaki mamy na podstawowe czynności albo się samoistnie wydłuża i całodniową robotę odwalasz w trzy godziny, a potem możesz leżeć i pachnieć, albo dosłownie na nic nie ma czasu. To przedziwne zjawisko zdarzyło się ostatnio i mnie. Związane z czaso-kurczliwością właśnie. Niby wszystko zaplanowane i dopięte na ostatni guzik, ale tak naprawdę okazało się, że zabrakło mi czasu na zrobienie obiadu i miałam na to dokładnie pół godziny.
Czyli co? Obiad-hack!
Taką nazwą określam ekspresowo szybkie posiłki, które muszą zostać zrobione, ale w których dosłownie wszystko zostało skrócone i uproszczone: od składników, po przygotowanie.
Pewnie ten i ów przeczytawszy o skrótowcach w składnikach otrząśnie się z obrzydzeniem albo uniesie pytająco brew; ja, która pogardzam ciastami z proszku (o czym zresztą otwarcie mówię) nagle opowiadam o hackowaniu składników, czyli używaniu gotowizn? A tak! Unoście sobie brew, ale taka chwila może przytrafić się każdemu, kto nie ma czasu, a żarcie zrobić musi, bo rodzina będzie narzekać. Szczególnie w sytuacjach obiadowo-podbramkowych. Ciasta wymagają czasu i troski, tam nie można iść na skróty. Ale w takiej chińszczyźnie, nie dość, że jest to możliwe, to jeszcze zdumiewająco smaczne.
Obiad-hack ten polecam zresztą nie tylko zapracowanym mamom, ale i zapracowanym kawalerom (pozdrowienia, Az:)). Jeden taki, mój ulubiony przyjaciel, uświadomiony, że da się zrobić smaczne danie posiadając ze sprzętów tylko głęboką patelnię, drewnianą łopatkę, nóż i deskę, oraz 5 składników, łącznie nie kosztujących więcej niż 30 złotych, złapał się za głowę z zachwytem i natychmiast zapisał sobie przepis. Czy Azrael zrobił niniejszego obiad-hacka - nie mam pojęcia, ale cała reszta może zrobić już teraz to szybkie, smaczne, pełnowartościowe danie, starczające głodnej dwójce ludzi na dwa dni.
No to hackujemy obiad:
Składniki:
1 opakowanie makaronu sojowego (250 g)
50 dkg fileta z kurczaka
1 Fix Knorr Smażony Makaron po chińsku
1 opakowanie mrożonych warzyw - mieszanka chińska
1 jajko
trochę oliwy do smażenia (używam oliwy z pestek winogron, bo nie zostawia własnego zapachu)
sól, pieprz
Wykonanie:
Filet z kurczaka kroimy najpierw w paski, potem te paski w kostkę (15-20 minut roboty). Pokrojone mięso wrzucamy na głęboką patelnię z oliwą i podsmażamy starannie, aż straci różowy kolor i będzie białe (jak zwykle uczulam na dosmażenie kurczaka - niedosmażony drób jest niebezpieczny dla zdrowia). Podczas smażenia solimy go nieco i posypujemy pieprzem.
Gdy mięso zbieleje, wrzucamy na patelnię warzywną mieszankę chińską. Nie rozmrażamy warzyw specjalnie - wrzucamy jak leci z opakowania, po wyjęciu z zamrażalnika, jedynie podgniatamy je nieco w opakowaniu, by nie wyleciała nam cała, zmrożona gruda, a pojedyncze kawałki. Drewnianą łopatką rozprowadzamy starannie i mieszamy z podsmażonym kurczakiem. Podczas tego smażenia będą ulatywać z patelni obłoczki pary, a także pojawi się woda. Tak ma być - warzywa rozmrażając się, jednocześnie dostarczą sobie wody do dalszego duszenia.
Wymieszane z kurczakiem warzywa przykrywamy pokrywką i dusimy je do czasu aż zmiękną al dente. Nie na paciajkę i rozpadające się słupki marchewki, ale na chrupiąco. To zajmuje około 10 minut. W tym czasie przyszykujemy sobie makaron.
Makaron sojowy gotujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu, czyli prawdopodobnie wszędzie jest tak samo: nie gotujemy. Wrzucamy zawartość opakowania do garnczka i zalewamy gorącą wodą. Tam sobie ma poleżeć aż zmięknie - około 5 minut. Po tym czasie, gdy testowa nitka wyciągnięta z garnka jest miękka, odcedzamy makaron i przerzucamy na sito. Hartujemy chłodną wodą. Odstawiamy.
Gdy mięso z warzywami jest gotowe, cały czas smażąc, robimy miejsce z boku patelni i wbijamy tam jajko. Energicznie je roztrzepujemy na wszystkie strony, by przestało być surowe, przy pomocy łopatki i mieszamy z warzywami i kurczakiem.
Makaron z sitka przerzucamy na patelnię i mieszamy ostrożnie z chińszczyzną w taki sposób, aby z natury pół przezroczysty i białawy, nabrał w całości złotawego koloru mieszanki mięsno-warzywnej. Po dokonaniu tego, jeśli w mrożonce warzywnej dołączona była orientalna przyprawa - wsypujemy i ją i mieszamy z makaronem, warzywami i kurczakiem. Jeśli nie - żaden problem, Fix, który zaraz będziemy dodawać, sprawę chińskich aromatów nam załatwi.
W 50 ml wody (ćwiartka szklanki) mieszamy Fix i wlewamy go do makaronu z dodatkami. Kolejny raz mieszamy całość i tym razem smażymy nieco dłużej - aż zacznie przywierać do patelni. Na ten czas nasze nitki sojowe niestety już się połamią, ale taka jest kolej rzeczy. Będą krótsze, a przez to całość szybsza do zjedzenia.
Gotową potrawę próbujemy, doprawiamy po swojemu dodatkowo jeśli mamy ochotę (ja polecam nieco pieprzu cayenne i curry) i podajemy w towarzystwie zielonej herbaty. Zjadamy pałeczkami, by było bardziej po chińsku. Lub widelcem - jeśli nie ma czasu.
Całość wykonania, od momentu krojenia mięsa, do wyłożenia gotowego dania do miseczki, zajmuje z zegarkiem w ręku pół godziny. Rzeczywistość oswojona, znowu panujemy nad chaosem życia codziennego.
请慢用 [Qǐng màn yòng.] - Smacznego!